Rozdział 7: "Wszędzie.. marmur?"
- Natsu, Marcev! Czekajcie! - wydarła się Lucy.
Parę osób przyglądało się jej z rozbawieniem, gdy mignęła im przed oczami i podbiegła do różowowłosego chłopaka w szaliku, mimo że słońce dawało w ostatnich dniach mocno popalić. Ci sami turyści, czy też miejscowi - kogo to obchodzi? - zaobserwowali ogromnego banana na twarzy wspomnianego chłopaka na widok przyjaciółki. Jednocześnie nie mogli powstrzymać się przed falą śmiechu, jaka ich zalała, obserwując starszego pana patrzącego ukradkiem na biust wspomnianej dziewczyny. Staruszek w końcu odwrócił wzrok. Z ruchu klatki piersiowej odczytali, że westchnął i powiedział coś do pozostałej dwójki, która ruszyła za nim w kierunku pewnej rezydencji, których w okolicy było od groma.
________________________
Gdy podeszli pod drzwi i zapukali, otworzyła im średniego wzrostu zielonowłosa dziewczyna w ubraniu pokojówki. Skłoniła im się, a kiedy podniosła głowę, napotkała zdziwiony wzrok blondwłosej dziewczyny, która wyglądała całkiem jak..
- Lucy-chan! - krzyknęła uradowana. Zaraz zdała sobie sprawę z tego, do kogo mówi, i wydukała szybkie "gomenasai".
Heartfilia natomiast wprost się na nią rzuciła. Stały przez chwilę przytulone, a mężczyźni, którzy przyszli z dziewczyną, patrzyli się na nie zdziwionym wzrokiem. Pierwszy odezwał się Marcev.
- Wy się znacie? - zapytał jak głupek z miną idioty.
Dziewczyny go zignorowały.
- Jak się cieszę, że panienka tu jest! - powiedziała ucieszona pokojówka. - Ale chyba Lucy-chan nie przyszła tu, żeby.. - zawahała się, spoglądając na mężczyzn. - zgodzić się na prośbę panicza Therns'a?
Natsu ta dziewczyna coraz bardziej zaczynała przypominać Juvię. Ciekawe, czy gdy stąd odejdą, zacznie ich tropić i wciskać zestawy śniadaniowe?
- Oczywiście, że nie. Eskortujemy tylko pana Dreyara.
- Ach! - szepnęła zawstydzona zielonowłosa. - Gomenasai za mój błąd! - skłoniła się jeszcze raz w kierunku staruszka i wpuściła ich do środka.
- Zaraz zaprowadzę państwa do pana Therns'a.
Natsu zaczynał być coraz bardziej zirytowany. Ta dziewczyna całkowicie go ignorowała i poczuł się dziwnie, bo - można powiedzieć - zawsze był w centrum uwagi (głównie przez to, ile czego zniszczył xD). Nie żeby bardzo mu tego brakowało, ale czuł się niezręcznie.
Tymczasem zielonowłosa prowadziła ich korytarzem, z którego dosłownie wszystko było wykonane z marmuru. Marmurowa posadzka, marmurowe ramy obrazów, marmurowe piedestały z marmurowymi figurkami. Nagle stanęli przed ogromnymi drzwiami - także marmurowymi. Pokojówka zapukała do pokoju i z trudem otworzyła drzwi, pchając je obiema rękami. Cholerstwo musiało być ciężkie.
Ich oczom ukazała się kolejna marmurowa komnata. Natsu nie zdziwił by się, gdyby ludzie też chodziliby tu marmurowi. Na całą długość pokoju rozciągał tu się stół (wiadomo, jaki), u którego końcu jadł spotkany wcześniej przez naszych bohaterów mężczyzna. Popijając wino, przyglądał się z satysfakcją Lucy. Tylko czego jest tu potrzebny ten narwaniec i jakiś staruszek?
- Panie, pan Dreyar przybył tu aby..
- Wiem, wiem - machnął ręką, szybko rozumując. A więc posłaniec dotarł, a ten mężczyzna musiał być właśnie Marcevem. Staruszek musiał być nieźle ciekawy, o co chodzi. Szkoda tylko, że wziął ze sobą eskortę. Chociaż - pomyślał, patrząc na Lucy - upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. To było niesamowite szczęście, że spotkał wtedy na peronie tę głupią Heartfilię, teraz nie dość, że dopiecze tej niewdzięcznicy, to jeszcze...
- Panie? - spytała cichutko Katrina, jego służąca. - Nie chcę panu przerywać w rozmyślaniach, ale czy mogę pokazać gościom bibliotekę, gdzie poczekają na pana Dreyara? - pisnęła ze strachem.
- Zaprowadź ich tam. - powiedział, pokazując jednocześnie krzesło Marcevowi.
________________________
- Mów, kto jest przywódcą waszej szajki.
Wpatrywał się w niego jakiś dziwny facet z manią piercingu. Mówił cicho i spokojnie, ale Yoshin nie miał wątpliwości, że gdyby nie odpowiedział, zmieniłby swoje nastawienie. To przez te jego przeklęte, czerwone tęczówki. Wyglądał jak maszyna do zabijania, chociaż wcześniej widział, jak się zmienia gdy gada z tą małą, niebieskowłosą.
- Youlijin Tekko. - powiedział spokojnie, wskazując na tego przeklętego, zadufanego w sobie blondyna.
- Kłamiesz.
Jego dłoń zamieniła się w piłę łańcuchową, a Yoshin, który nigdy nie był zbyt odważny, gdy nie miał przy sobie ludzi, którzy dla niego walczą, pisnął ze strachu.
- Gajeel - szepnęła ta niebieskowłosa - chyba trochę przesadzasz.
- Pierdoły gadasz - uciął dyskusję i zwrócił się znowu w stronę Yoshina - ten wypierdek nie miałby głowy, żeby sterować grupą handlarzy niewolników, to musi być pośrednik. Ktoś, kto dostarcza towar, a resztą zajmuje się ktoś inny.
Podniósł rękę, a raczej piłę, pod gardło Yoshina.
- Pytam się ostatni raz, mam jeszcze więcej osób od których to wyciągnę, więc decyduj się. Kto?
Mężczyzna znów zakwiczał ze strachu i zamykając oczy, szepnął imię. Czarnowłosy miłośnik piercingu podniósł się z klęczek.
- Zostawiamy ich tak, nie mają broni, a są mocno związani. Wątpię, żeby się uwolnili.
- Gdzie idziemy?
- Chyba trochę wmieszamy się do misji Dragneelowi - powiedział.
***
Wenę mam, więc piszę i piszę ;) Rozdział dedykowany Koszatnicze - dzięki za komenty ;*
Nominowałam cię do Liebster Awards (http://one-piece-nowe-przygody.blogspot.com/)
OdpowiedzUsuńJeśli byś pozwoliła, skomentowałabym później,ok?