poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 4: "Gajeel i zabawa w pielęgniarkę, a także wyznanie Lucy"

Gdy słońce świeciło równo nad nimi, wyruszyli z kamienicy. Staruszek, od którego dowiedzieli się, że ma na imię Marcev, szedł na przodzie. Za nim szli Lucy i Natsu (Happy oczywiście też, tylko że on latał), żeby mogli go mieć na oku, gdyby coś mu się stało. Blondwłosa miała na sobie niebieską, przewiewną sukienkę na ramiączkach do kolan i czarne buty na lekkich obcasach. Mimo to, było jej strasznie gorąco.
 - Lucy? - spytał się Natsu, więc Heartfilia odwróciła się do niego. - Kto to był, ten facet na peronie?
Dziewczyna od razu odwróciła wzrok.
 - Stary znajomy - powiedziała po chwili milczenia.
Salamander chciał powiedzieć, że chyba nie byli przyjaciółmi, ale coś go powstrzymało. Blondynka miała w oczach łzy i Dragneel zaczął się zastanawiać, kim oprócz tego jest ten facet.
Tymczasem Mercev podszedł do Heartfilii i zaczął opowiadać jej o swojej młodości. Staruszek wyraźnie znalazł się pod jej urokiem. "Tak, Lucy trudno się oprzeć" - pomyślał różowowłosy. Gdy przypatrzył się zleceniodawcy, miał wrażenie, że go skądś zna. Mężczyzna był wysoki i miał siwe włosy. Był dobrze zbudowany, mimo wieku widać było, że próbuje zachować sprawność fizyczną. Jak zauważył Happy, miał manię noszenia płaszczy. Wczoraj miał czerwony, dzisiaj zielony. Dziwne, skoro jest tak ciepło.
Weszli na ścieżkę w lesie. To była jedyna droga na wschód.
 - Natsu! - zawołała go po pewnym czasie Lucy.
 Odwrócił się zdziwiony. Jej głos wydawał się być przestraszony, więc szybko do nich przybiegł. Okazało się, że pod drzewem leżał krwawiący Gajeel.
 - Co się stało? - zapytał.
 - ... I wtedy ten facet na mnie skoczył. Szybki był, cholera. Próbowałem mu przywalić, ale normalnie się nie dało! Tamten drugi zabrał Levy i gdzieś uciekli. Pobiegłem za nimi, za ich zapachem, ale w końcu wywaliłem tu i chyba się zdrzemnąłem. Cholera jasna, gdzie oni ją zabrali?
Spróbował wstać, podpierając się o drzewo. Udało mu się i lekko utykając, przeszedł przez ścieżkę na drugą stronę lasu.
 - Co ty zamierzasz zrobić w takim stanie? - zapytała Lucy Bóg wie kogo z charakterystyczną kropelką przy głowie. Natychmiast złapała Gajeela za płaszcz, przez co on się przewrócił.
 - Nie jesteś w stanie chodzić. - Oznajmiła mu i wyciągnęła z walizki, którą za sobą niosła, jakąś zieloną maź.
Mężczyzna zaczął się uskarżać, że nie będzie go leczyła, kiedy musi ratować Levy, na co blondynka odpowiedziała, że na nic się jej nie przyda i że te mazidło dostała od niebieskowłosej właśnie. Gajeel niechętnie, ale dał sobie pomóc.
 - I co teraz zrobimy? - odezwał się Marcev. - Nie możemy go tak zostawić.
 - Możecie - zaoferował się Żelazny Smoczy Zabójca.
 - Myślę - odezwała się Lucy - że to najlepsze, co możemy zrobić. Gajeel, poleż tak jeszcze parę godzin, żeby odpocząć. Wtedy zacznij szukać Levy i gdy tylko skończymy zadanie, spróbujemy pomóc.
 - Nie ma potrzeby - burknął.
Blondwłosa oznajmiła, że trzeba się śpieszyć i jak najszybciej dojść do posiadłości.
_________________
Mimo starań nie udało im się zrobić tego dzisiaj. Rozbili obóz przy małym jeziorku, tuż przy drodze. Według Marceva zostały im jeszcze jakieś trzy godziny drogi, ale nie chciał przychodzić nocą. Mieli trzy namioty. Przez chwilę siedzieli wszyscy przy ognisku, ale Marcev stwierdził, że mimo na to nie wygląda, jest dość stary i sen dobrze mu zrobi.
Natsu i Lucy wpatrywali się razem w ogień. Pierwszy odezwał się chłopak.
 - Luce, kim był ten facet na peronie?
 - Już ci mówiłam.
 - To dlaczego cię tak... trzymał? - nie wiedział, jak inaczej to ująć.
Natsu wpatrywał się w nią, ale blondynka uciekła wzrokiem. Nagle odetchnęła głeboko i zaczęła mówić.
 - Nazywa się Marcus Therns. Mój ojciec wybrał mi go na męża, głównie dlatego, że jest bogaty. Opowiadał, że na pewno się w nim zakocham z czasem. Kazał mi także urodzić mu syna. Nie zrozum mnie źle, ale to było dwa lata temu i nie wiedziałam, jaki on jest. Miałam nadzieję, że będzie mi z nim lepiej niż z ojcem. Wkrótce miałam okazję go spotkać. Był ohydny. Chlał, obmacywał służące i już w pierwszym dniu, kiedy go poznałam, uderzył mnie, bo zrobiłam złe wrażenie na jego przyjaciołach. Później uciekłam z domu. Kiedy go przedwczoraj spotkałam na peronie, powiedział, że ma zbyt wielką dumę, by jego narzeczona uciekała od niego, i że jeśli sama do niego nie przyjdę, weźmie mnie siłą. Nienawidzę tego, że urodziłam się w tej rodzinie. Jedyną osobą, którą tam kochałam, była matka.
Lucy dotknęła głową torsu chłopaka i zaczęła płakać. Natsu przyciągnął ją do siebie i przytulał, aż przestała szlochać. Kiedy się uspokoiła, podniosła głowę. Różowowłosy długo nie mógł się zdecydować, ale w końcu włożył rękę w jej włosy i zaczął ją po nich gładzić. Bał się, że ona go odepchnie, ale nie zrobiła tego. Salamander lekko uniósł jej podbródek i zbliżył swoje usta do jej. Były cudowne, jakby stworzone do całowania.Całowali się długo, delikatnie i słodko. Każde z nich chciało, by ta chwila nigdy nie minęła. W końcu jednak oderwali się od siebie, uśmiechnęli lekko i Lucy oparła się głową o jego ramię. W takiej pozycji zasnęli, wpatrzeni w ogień.
***
Ohayo! Niestety w dzisiejszym rozdziale nie wyjawiłam jeszcze zagadki z poprzedniego, bo trochę rozciągnęłam Gajeela. Ale postaram się napisać kolejny rozdział jak najszybciej, żeby "stała się jasność" :D Co do fragmentu z Lucy i Natsu - wieem, jest do bani. Do tej pory nie pisałam jeszcze takich rzeczy, więc muszę się trochę podszkolić  ;p


1 komentarz:

  1. awww, kawaii <3 W końcu pocałunek i wcale nie do bani :) Ciekawie piszesz i masz świetnie rozwiniętą fabułe. Życzę Weny :*

    OdpowiedzUsuń