czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 10: "Wodny Raj i zaproszenie"

- A co to za sklep? - spytała oniemiała Lucy, gdy prawie cała damska część gildii zebrała się pod budynkiem. Tuż nad wejściem rozciągał się napis "Witaj w Wodnym Raju".

Jej pytanie zignorowano, a cała ferajna weszła do środka. Na niebiesko-zielonych ścianach były porozwieszane sieci żeglarskie, harpuny, a w ramkach siedziały najpiękniejsze muszelki, jakie można było sobie wyobrazić. W tym miejscu każda z dziewczyn poszła w inną stronę: rzeczywiście, można było wybierać. Nad każdym z możliwych korytarzy znajdowała się plakietka z nazwą działu. Były więc suknie wieczorowe, cosplaye mitycznych stworzeń, dział "Zrób to sam" i wiele innych. Po namyśle skierowała swoje kroki za Erzą, żeby tylko nie zostać samej w tym ogromnym sklepie.

 - Też przebierasz się za syrenę? - spytała ucieszona, kiedy ją spostrzegła.

 - Y-hym. - Mruknęła niezbyt przekonująco.

Szkarłatnowłosa widząc jej niezdecydowanie, popchnęła ją w stronę jakiejś sukni. To, co w jej zamyśle miało być delikatne, w rzeczywistości okazało się być zwykłym rzutem dziewczyną o ubranie. Wszyscy usłyszeli głośny trzask, gdy wpadła na stojak. Żeby szybko zniknąć im z oczu, wzięła pierwszą lepszą suknię - niestey dla Erzy nie tą, którą jej wskazała - i zanurkowała do przymierzalni.

Zamknąwszy za sobą drzwi, odetchnęła z ulgą. Dopiero teraz przyjrzała się swojej zdobyczy i po krótkim namyśle zdecydowała się ją przymierzyć.

Jasnoniebieska, prześwitująca suknia rozlewała się po niej falami. Pierwsza "fala" zaczynała się lekko ponad piersiami, przez co podwójny materiał skrywał to, co w granicach dobrego gustu nie powinno wystawać przez ubranie. Druga wręcz wypływała spod białego sznurka na wysokości jej bioder. Kolejne pływały sobie w nieładzie na wysokości jej ud, kolan i kostek pod różnymi kątami. W małych odstępach od siebie ukazywały się wyrzucone przez fale, mikroskopijnej wielkości muszelki.

 - Gomen! Gomen! Gomen! - zakłopotane okrzyki Erzy wchodzącej po kolei do wszystkich przymierzalni zakłócały piski nie mniej zakłopotanych, czasami zdenerwowanych, innych klientek.

W końcu Scarlet dostała się do pomieszczenia, w którym znajdowała się Heartfilia.

 - O mój Boże, Lucy! - stała oniemiała i wpatrywała się w nią. Blondynkę zaczynało to lekko peszyć. - Ty MUSISZ ją kupić. Jest PRZEPIĘKNA.

 - A ty co masz? - zapytała, chcąc odwrócić od siebie uwagę.

Jak się okazało, dobrze postąpiła. Szkarłatnowłosa zaprezentowała jej kostium syrenki i obszernie opowiedziała, jak udało jej się go zdobyć. Blondynka współczuła dziewczynie, która według opowieści Erzy chciała "zagarnąć go dla siebie". Była tylko ciekawa, dlaczego obsługa jeszcze nie wyrzuciła jej ze sklepu, skoro rozwaliła sporą jego część. Może ze strachu..?

Gdy Scarlet weszła do przymierzalni (Lucy oczywiście była już przebrana w swoje normalne ciuchy), blondwłosa poszła zapłacić. Podeszła do niebieskowłosej kobiety za ladą.

 - Konnichiwa, chciałabym kupić tę suknię - pokazała ją ekspedientce.

 - To będzie dwadzieścia jeden tysięcy kryształów - poinformowała ją ta.

 - Ile? - krzyknęła zaskoczona, ale po chwili poprawiła się i już trochę bardziej przygaszona podała pieniądze kobiecie. W końcu ile może kosztować strój, który ze względu na jego wygląd założy pewnie tylko raz (bo za rok pewnie kupi sobie inąą sukienkę, wiadomo ;p)?

Gdy wyszła ze sklepu, natknęła się na Canę i Laxusa. To znaczy z daleka widziała, jak Dreyar i Alberona nerwowo ze sobą rozmawiali. Obydwoje byli nieźle czerwoni na twarzy. Gdy trochę przymrużyła oczy, dostrzegła dlaczego - trzymali się za ręce! W jej mózgu zapaliła się lampka i już miała biec do Mirajane, żeby o wszystkim jej opowiedzieć, gdy zauważyła dwójkę magów zmierzających w jej kierunku. W sumie nie tyle ich zobaczyła, co usłyszała - trudno byłoby ich nie usłyszeć. Kłócili się o coś na pół ulicy. Parę razy Heartfilia usłyszała swoje imię, więc zaczęła się zastanawiać, o co chodzi. Gray wyraźnie naśmiewał się z Natsu, za to ten, olaboga, bronił się raczej marnie. Gdy już miała okazję się czegoś dowiedzieć [tzn. podeszli tak blisko, żeby mogła rozróżnić słowa], dwójka chłopaków natychmiast zamilkła, a Fullbuster skierował się do jakiegoś sklepu.

 - Yo, Lucy! - krzyknął Dragneel trochę zbyt szybko. Był czymś zdenerwowany..?

 - Konnichiwa - odpowiedziała mu z uśmiechem - o czym rozmawialiście z Grayem? - nawet nie zauważyła, jak zaczęli kierować się do jej domu. Te miejsce można było ochrzcić już jako ich bazę wypadową.

 - O nic - zapewnił ją - słuchaj, Lucy..

 - Tak?

 - Czy ty.. no.. masz już kogoś, z kim pójdziesz na ten bal?  - zrobił się lekko różowy na twarzy, i żeby ukryć zmieszanie, złapał się ręką za kark i przymknął oczy w uśmiechu.

 - Yhymm.. w sumie, jak o tym wspomniałeś.. to chyba nie.. - ona także zaczęła się jąkać.

 - No to.. może.. jeśli chcesz.. możemy tak pójść razem? - wydusił z siebie. - Jako przyjaciele? - dodał szybko.

 - W sumie.. chyba możemy.. jako przyjaciele, tak - uśmiechnęła się, chociaż z żalu miała ochotę zaszyć się gdzieś w kącie i walić pięściami po głowie.

 - No to.. ten, do jutra - powiedział szybko i poszedł.

Dopiero teraz Heartfilia zorientowała się, że od dłuższego czasu byli pod jej mieszkaniem. Drżącymi rękami wyciągnęła klucze i weszła. Trochę za głośno zamknęła drzwi, ale nie przejmowała się w tej chwili Właścicielką. Oparła się głową o ścianę i próbowała uspokoić oddech.

 

***

Chyba nie będę dawała rady wrzucać więcej niż jeden rozdział tygodniowo. Nie jest to dużo, ale jestem zawalona nauką no i tak to wygląda :( Za to zaczęłam już pisać oneshocika z Laxusem i Caną, więc w najbliższym czasie możę się pokazać ;) Rozdział dedykowany dla Tristezzy, którą witam na mym blogu ;*

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 9: "Życzenie Lucy"

Lucy razem z Natsu, Gajeelem i Levy wysiadła z wagonu. Męska część towarzystwa z ulgą witała podłogę, a dziewczyny razem z Happym ruszyły przed siebie. Powoli zapadała noc. Słońce coraz szybciej kryło się za horyzontem, a uliczne latarnie zaczynały świecić. Żadne z nich nie myślało już o dzisiejszej misji. Szybko pojmali Marcusa, stróże prawa zawieźli handlarza niewolnikami na komisariat. Heartfilia oczywiście odprawiła "zalotnika" z kwitkiem.
Marcev, po parudziesięciu wyczerpujących minutach rozmów, gróźb i niemalże tortur zgodził się przebaczyć Makarovowi. Jak się okazało, był magiem. Gdy tylko się o tym dowiedzieli, Dragneel odmówił przyjęcia zapłaty. "Mój czynsz" - jęczała żałośnie w duszy Lucy. Dreyar postanowił dołączyć do Fairy Tail - choć zaznaczył, że wszystko zależy od jego brata, czy go przyjmie. Nie zamierzał go do niczego przekonywać. Miał się pojawić w Magnolii za parę dni, razem ze swoją gosposią i byłą służącą Marcusa, Katriną. Na tą myśl twarz blondwłosej od razu się rozjaśniła. Jej przyjaciółka zamierzała pracować jako barmanka w gildii. Oczywiście Lucy udzieli jej schronienia dopóki nie znajdzie własnego kąta.
Nad nimi świeciło niebo usiane spadającymi gwiazdami. Na chwilę się zatrzymali. Każdy wpatrywał się w nie z nadzieją. Kto wie, czy opowieści o myśleniu o życzeniu są prawdziwe? Cóż szkodzi spróbować?
"Chciałabym.." - pomyślała Lucy, przymykając oczy. "Chciałbym, aby.."
___________________
Do jej pokoju leniwie wkradało się światło. Blondynka energicznie odsunęła kołdrę i w piżamie pobiegła do kuchni by zrobić sobie herbatę. Miała dobre przeczucia co do tego dnia.
Na widok, który zastała w kuchni, całkowicie się nie przygotowała. Jej lodówka była otwarta i, o zgrozo, pusta. Znajdowała się tam tylko główka kapusty. Powędrowawszy wzrokiem dalej, ujrzała Dragneela próbującego posługiwać się czajnikiem, co raczej średnio mu wychodziło. Gdy ją zobaczył, uśmiechnął się, przymykając oczy.
 - Yo, Lucy!
Ona nadal stała, jakby ją coś zamurowało. Podążając za jej wzrokiem, spojrzał do lodówki.
 - No, prawdziwe smoki nie jedzą zieleniny - wyjaśnił.
Nadal nic.
 - Próbowałem ugotować ci herbatę - wskazał głową na czajnik, lekko się pesząc. Zapewne nie wiedział, jak go otworzyć, żeby wlać wodę, toteż z góry miał wypaloną dziurę.
Heartfilia jakby lekko się ruszyła. Poruszyła delikatnie ustami, niemal nie wydając dźwięku.
 - Nie słyszę cię, powtórz - powiedział, przykładając ucho do jej ust.
 - CO TY TU ROBISZ?! - wrzasnęła.
 - Próbuję ci zrobić herbatę - wyjaśnił potulnie jak baranek, lekko się garbiąc i robiąc w jej stronę maślane oczka.
 - To zostaw mi - oznajmiła i kazała mu się wynieść do salonu.
Biedna, nie miała innej możliwości jak zaparzenie wody w tym felernym czajniku. "No ładnie" - pomyślała, wzdychąc cicho.
___________________
Lucy popijała jakiś niskoprocentowy trunek z Levy, gdy mistrz zabrał głos. W gildii szybko zrobiło się cicho. Makarov stanął na ladzie i popatrzył na zgromadzonych tutaj magów, którzy ciekawi tego, co ma im do powiedzenia, wpatrywali się w niego z niecierpliwieniem. Reszta, ta, która "siedziała" tu już parę lat, wiedziała o czym mówi mistrz i w spokoju rozmawiała o zbliżającym się wydarzeniu.
 - Kochani! - zaczął - Jak zapewne wiecie, co roku w trzecim tygodniu lipca odbywa się święto Morza. Fairy Tail do tego święta przygotowuje się szczególnie, mianowicie dwa tygodnie przed tym wydarzeniem na specjalną prośbę damskich członków gildii, obchodzimy bal Zielonej Toni, który to jest..
Gildarts szturchnął Makarova z miną "zabiję cię, jeśli piśniesz choć słowo". Biedak prawie spadł z baru, gdyby nie Mirajane.
 - W każdym razie - zakończył zmieszany - w tym roku odbywa się on pierwszego lipca, czyli za dwa dni. Obowiązują stroje wizytowe.
 - A panowie zobowiązani są do ustrojenia gildii do tego czasu - dopowiedziała Erza, wyciągając miecz i szukając w tłumie jakichś niepogodzonych z losem mężczyn.
 - Aye, sir!
Wszyscy wrócili do swoich zajęć. Heartfilia, uśmiechnięta, sięgnęła po kieliszek.
 - Już nie mogę się doczekać!
 - Lu-chan, a czy ty nie masz przypadkiem wtedy urodzin? - zapytała ją Levy, która jednocześnie zaprosiła do ich stolika Erzę, Biscę, Juvię, Canę i parę innych dziewczyn.
 - Ciekawe, kto zostanie tegoroczną królową balu.. - zaczęła Evergreen.
 - Masz urodziny? Świetnie - ucieszyła się reszta, nie słuchając Ever.
 - Może pójdziemy razem kupić sobie sukienki? - wpadła na pomysł Erza.
 - Hm, obiecałam Asuce, że może wybrać mi w tym roku sukienkę.. - zaczęła Bisca.
 - Może przecież pójść z nami - zauważyła ta z niebezpiecznym błyskiem w oku - to będzie moja pierwsza wyprawa na zakupy po sukienki z przyjaciółkami w życiu i nie pozwolę, żeby cokolwiek to zepsuło.
Reszta dziewczyn szybko zgodziła się na pomysł Erzy. Nikt nie miał zamiaru jej w takiej chwili denerwować, bo skutki mogły być opłakane. Wszyscy słyszeli już o jej pierwszym pikniku..
***
Teraz się zacznie z tymi życzeniami.. Geehee. Oczywiście, nie tylko Luszi coś w tamtej chwili pomyślała.. :>
Święto Morza na prawdę odbywa się w Japonii i to w tym terminie, który podałam w rozdziale. Przesunęłabym o te dwa tygodnie przed, ale pomyślałam o stworzeniu nowego święta.. które będzie trochę osobliwe, zresztą sami zobaczycie (tj. przeczytacie). Komentujcie :D

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 8: Biblioteka

Natsu obserwował Lucy, gdy ta z niemym okrzykiem weszła do ogromnej biblioteki. Sam nie widział w tym miejscu nic ciekawego.
Patrzył na nią nadal, gdy wierzchem dłoni przejeżdżała po książkach. Tutaj wdychała powietrze inaczej, jakby jego zapach się zmienił na lepsze. Co chwilę wyciągała z półki jakąś książkę, by przyjrzeć się okładce, czy zrobić coś podobnego. Mógłby tak przyglądać się jej przez wieki. Nagle przypomniał sobie wczorajszy dzień, wydarzenie przy ognisku. Ciekawe, czy o tym pamiętała? Jeśli tak, to co myślała? Był bardzo tego ciekaw. Jakoś nie zauważył zbytnio zmiany w jej zachowaniu względem niego. "Baka [jap. głupek]" - skarcił się w myślach. "Mnóstwo chłopaków na nią leci, czemu miałaby zawracać sobie głowę akurat mną?"
Podobne myśli przebiegały właśnie przez głowę blondwłosej. Gdy zauważyła książkę "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" [nie mogłam oprzeć się pokusie =)], która mogłaby jej się przydać, wyciągnęła ją z półki. Gdy tylko to zrobiła, coś w głębi jakby pstryknęło i regał najpierw przesunął się do przodu, a później w bok. Odskoczyła szybko do tyłu, wpadając na Natsu.
 - Gomen - powiedziała pośpiesznie, wstała i przyjrzała się tym, co ukazało się przed nimi. Dragneel stał z rozdziawioną buzią. Ujrzeli proste, kamienne schody prowadzące w dół.
 - Idziemy to zbadać, co? Ale się napaliłem!
Spojrzała na niego karcąco.
 - Nie powinniśmy tam wchodzić. To prywatna komnata Therns'a.
 - No i?
Ciągnął ją już ku schodom, więc chcąc nie chcąc musiała się poddać. Trzeba było przyznać, że był silny.
Na ścianach płonęły pochodnie, dając dosyć dobre światło. Schody były jednak śliskie i Lucy musiała schodzić powoli, jeśli nie chciała spaść. Natsu oczywiście nic sobie z tego nie robił i radośnie hasał.
Nagle usłyszał przytłumione głosy. Odwrócił się do Heartfilii i ręką zatkał jej usta. Zaczęli powoli schodzić, starając się robić jak najmniej hałasu.
Z kolei Lucy, stojąc nagle tak blisko chłopaka - można powiedzieć, że ją przytulał - zarumieniła się, a serce zaczęło jej mocniej bić. W tej chwili dziękowała bogom, że różowołosy jest odwrócony głową w innym kierunku. Dopiero teraz zaczęła coś słyszeć.
 - Ten debil miał już tu być! Serio, ja szybciej uwijam się z facetami.
Dwójka przyjaciół nic z tego nie rozumiała.
 - Biedaczek, może go pobiły?
Śmiech.
 - Jeśli nie pojawi się tu za najwyżej dwie godziny, osobiście go wykopię. Niech szuka szczęścia gdzie indziej. Niewolnictwo to nie branża, w której można pozwolić sobie na powolność. W każdej chwili mogą go złapać, a on jest z tych, których wystarczy lekko zaszantażować, by wszystko wypaplali.
 - Słyszałem - odezwał się trzeci - że Therns i tak chce go wywalić.
A więc to Marcus był przywódcą szajki. Heartfilia chciała jeszcze trochę się dowiedzieć, ale Natsu najwyraźniej nie umiał się powstrzymać przed walką i ruszył przed siebie z głośnym okrzykiem. Blondynka zeszła za nim.
_____________________
Levy szła potulnie za Gajeelem. Czarnowłosy prowadził ją w stronę, którą podał im "pośrednik". Nie minęło zbyt dużo czasu, gdy przed nimi pojawiła się jaskinia, do której weszli. Według instrukcji mężczyzny szli przed siebie, aż natrafili na schody którymi zeszli. Dalej ciągnął się korytarz. Na ścianach wisiały pochodnie, a sufit pokrywały pajęczyny. Co jakiś czas między nogami dziewczyny przewijały się szczury.
 - Ochyda - jęczała raz za razem, a Redfox tylko przewracał oczami.
Nagle usłyszeli krzyk. Bez zastanowienia czarnowłosy zaczął biec przed siebie, a za nim oddalająca się powoli McGarden.
Gdy wrzask się urwał, wpadli do dużego pokoju o wysokim suficie [nie wiedziałam jak to nazwać :<]. Na środku różowowłosy chłopak z płonącymi pięściami okładał mężczyznę w średnim wieku, nieźle się przy tym bawiąc.
 - Natsu, wystarczy! - krzyczała Heartfilia, a gdy spostrzegła nowoprzybyłych, twarz się jej rozjaśniła - Levuś!
 - Lucy-chan!
Podbiegły do siebie i się przytulili. Z kolei ich towarzysze witali się już mniej ciepło.
 - Co ty tu robisz, Gajeel? To moja misja!
 - Coś mi się wydaje, że bardziej moja niż twoja!
 - Wynocha!
 - Czemu załatwiłeś gości, których ja miałem załatwić?!
 - Nikt mi o tym nie powiedział, jakbyś nie zauważył!
 - ZAMKNĄĆ SIĘ! - wydarła się Lucy, a w jaskini natychmiast zrobiło się cicho. - Gajeel, zwiąż ich. Natsu, sprawdź korytarze czy nie ma tam żadnych niewolników, jeśli tak, to ich rozwiąż. Levy, powiedz mi o co chodzi.
Gdy chłopcy wzięli się do wykonywania swoich "rozkazów", McGarden opowiedziała Heartfilii o swojej misji. Blondynka na początku nie wiedziała, co o tym myśleć, ale szybko wzięła się w garść.
 - To tylko potwierdza to, co usłyszeliśmy. Marcus jest przywódcą szajki handlarzy niewolników. Tutaj się spotykali.. Tylko nie wiemy, gdzie są ci porwani ludzie. - główkowała.
 - My uwolniliśmy dziewczyny, które miał przywieźć tamten typ. Reszta chyba powinna być tu, skoro właśnie tutaj się kierował.
Z jednego z korytarzy dobiegł ich uszu głos Natsu.
 - Znalazłem!
Po rozwiązaniu około pięćdziesięciu osób - kobiet i mężczyzn, dzieci i dorosłych - nakazali wyjść im drogą w stronę lasu. Levy z Gajeelem szczegółowo opisali drogę, jaką mieli przebyć by dostać się na szlak, a później do miasta.
Potem cała czwórka spowrotem ruszyła w stronę biblioteki.
***
Tak, nie było mnie dłuugo. Najpierw rozwaliła mi się karta graficzna, później brak weny i zleciały te 3 tygodnie. A tutaj taka niespodzianka - 1.000 wejść na bloga! Bardzo wam dziękuję :3 Normalnie tak mnie to zmotywowało.. Jesteście kochani! Do przeczytania :)

niedziela, 24 lutego 2013

Oneshot: NatsuxLucy + Lisanna

Ciemność.
Ciemność..
Ciemność...
Nosz kurde.
Jasność!
Gdy otworzyła oczy, od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Powoli zaczynały dopływać do niej w strzępkach różne informacje. Przede wszystkim: Dlaczego się tu znajdowała? Ze zdziwieniem odkryła, że to nie jest jej pokój, a ona nie leży na swoim łóżku... Gdy wstała, odkryła, że znajdowała się w jaskini. Nad nią stał pochylony mężczyzna o ciemnych, szalonych oczach i takich samych włosach [tzn. nie szalonych, oczywiście xD]. Miał długie uszy, niemal elfie. Nagle dotarły do niej wspomnienia z ostatniej nocy.
-*-
 - Lucy, czemu tak wcześnie? - jęknęła Cana. - Z kim ja według ciebie będę pić?
 - Chyba *hik* nieco przesadzi*hik*łam.
Zataczając się, skierowała swe kroki ku pierwszej lepszej ulicy. Machając do przyjaciółki i wychodząc z jej domu, jakby przez mgłę zorientowała się, że nie wie gdzie idzie.
 - Trud*hik*no. Jak dale*hik*ko nogi pooo*hik*niosą! - mruknęła, ale chwilę później zaczęła śpiewać wymyśloną przez siebie naprędce piosenkę, przez co parę razy zaliczyła bliższe spotkanie z panią Ulicą i niemalże wpadła do kanału.
 - Lucy? - krzyknął ktoś z oddali.
Chwilę później był przy niej Natsu i pomógł jej wstać z ziemi, na którą zdążyła już upaść. Chroniąc ją przed kolejnym upadkiem, wziął ją na ręce i skierował się do swojego domu.
 - Picie ci nie służy - mruknął.
 - Natsu - mocno podchmielona dziewczyna patrzyła na niego jak na jakiś cud natury. - Natsu..
Różowowłosemu nie podobało się to, co teraz widzi. Wolałby, żeby się tak do niego zwracała trzeźwa. Jednocześnie wiedział, że to nigdy nie będzie możliwe. Ona do niego nic nie czuje, a on nie ma odwagi przyznać się do swoich uczuć.
 - Natsu - szepnęła jeszcze raz i usnęła w jego ramionach.
Kiedy spała wyglądała tak słodko.. Mógłby wpatrywać się w nią godzinami. Kochał ten delikatny uśmiech, te złote włosy i pełne życia oczy.
Drzwi do swojego domu otwarł kopniakiem. Położył blondynkę na swoim hamaku, a sam postanowił spać na ziemi. Już miał się brać do swojej trzeciej ulubionej czynności oprócz zniszczeniem i jedzeniem, gdy usłyszał, jak drzwi się otwierają.
 - Kto to? - zdziwił się. Nie oczekiwał gości o tej porze. Jedynym możliwym wyjściem (tak przynajmniej mu się zdawało) był..
 - Lodówko, przyszedłeś po manto?
Nie czekając na jego odpowiedź, wyskoczył z pokoju i zamachnął się pięścią. W tym samym czasie dostrzegł przed sobą dwójkę ciemnowłosych chłopaków o niebieskich oczach. Jeden z nich trzymał w ręce pistolet.
 - Przepraszam, mieszka tutaj Lucy He.. - chciał spytać jeden z nich, ale oberwał pięścią od Natsu.
Zdziwiony różowowłosy patrzył się na chłopaków z rosnącym zdziwieniem. Tymczasem jeden z nich, ten, którego znokautował Dragneel, powoli wstawał.
 - Czy tu mieszka Lucy Heartfilia! - wydarł się drugi.
 - Nie musiałeś tak głośno, Rin.
 - To znaczy - Natsu złapał się na głowę i uśmiechnął - Sory za tamto. Lucy tu nie mieszka, ale jest tu.
 - Możemy się z nią zobaczyć? To pilne.
 - Ale o co chodzi.. - zdziwił się, gdy nagle usłyszał trzask i wrzask Lucy.
Cała trójka skierowała się do salonu. Hamaku, w którym leżała Lucy, już nie było. Pozostał po nim tylko strzępek materiału na ziemi.
 - Ksa (jap. cholera)! - wydarł się Rin.
 - Co tu się dzieje? - spytał zdziwiony żeński głos. W salonie pojawiła się Lisanna - przechodziłam akurat obok, i usłyszałam wrzask. Pobiegłam zobaczyć co się stało. Natsu? - zwróciła się do różowowłosego, żądając wyjaśnień.
 - Chyba trzeba wam wszystko wyjaśnić - mruknął Rin. - Lucy jest córką Szatana i kobiety.
 - To że jest córką kobiety, to można się domyśleć, ale.. Że co? Szatana? Rozumiem, że jej ojciec strasznie wywiązuje się ze swoich obowiązków rodzicielskich, ale..
 - Nie znam jej ojca, ale na pewno nie jest jej ojcem. [tak, wiem - świetnie skonstruowane zdanie :p]
Dwójka magów wpatrywała się w niego w osłupieniu.
 - Chyba zajmie nam to dłuższą chwilkę..
-*-
Lucy chwyciła się za głowę w dokładnie tym momencie, w którym do jaskini wbiegli Natsu, Lisanna i dwóch  podobnych do siebie chłopaków. Nagle obserwowała wszystko jakby zza mgły..
Nie wiedząc czemu, rzuciła się na stojącego bliżej chłopaka.
 - Yukio! - usłyszała drugiego chłopaka, w którego rękach pojawił się niebieski płomień, który pomknął w jej stronę. Usłyszała, jak krzyczy, ale nic nie poczuła. Nie sterowała już swoim ciałem. Poczuła się zagubiona i przerażona, nie wiedziała, co ma robić.
 - Nie atakuj Lucy, idioto! - wrzasnął Natsu.
 - Nie widzisz, że to ona nas atakuje? Została opętana, trzeba..
 - Stul dziób! - krzyknął.
Podszedł do niej i wyciągnął rękę.
 - Chodź.
Natsu, odsuń się! - chciała powiedzieć, ale nie mogła. Jej ciało rzuciło się na chłopaka, który próbował się bronić gołymi rękami, żeby nie zrobić jej krzywdy. Tymczasem chłopak w okularach zaczął coś mówić, ale nie dosłyszała. Dopiero chwilę później, gdy jej ciało wydarło się w krzyku, zdała sobie sprawę z tego, co mówi.
 - Pan jest moją tarczą i moją mocą.
Rzuciła się na niego, ale on ją odepchnął.
 - Demonie! Zgiń, przepadnij!
Jej ciało wygięło się w krzyku. Z ust "wypływało" jej niebieskie światło.
 - Co tu się dzieje do cholery! - wrzasnął Natsu, łapiąc ją i przyciskając do siebie. Pochylił się nad nią i z wystraszonych oczu płynęły mu łzy. Lisanna na ten widok nie wytrzymała.
 - Wiedziałam to od samego początku! Ona przynosi same kłopoty! - podeszła do niego i wyrwała mu z rąk Lucy, która straciła przytomność.
 - Zostaw ją! - krzyknął, nie wiedząc czemu białowłosa się tak zachowuje.
 - Czemu?!
 - Bo ją kocham!
W tym momencie oczy Lucy się otworzyły. Yukio natychmiast się nad nią pochylił i przytrzymał jej plecy, żeby mogła usiąść w pionie (o ile wiecie, o co mi chodzi ;p).
 - Jak się czujesz? Szybko doszłaś do siebie. - spytał troskliwym głosem.
 - Wyczerpana. Co tu się dzieje? Kim jesteście?
 - Zostałaś opętana przez demona - drugi z nieznanych jej chłopaków podał jej dłoń, żeby wstała, z czego skorzystała [prawie jak Mickiewicz] - a my jesteśmy Yukio i Rin.
 - Co tu robicie? - zdziwiła się.
 - My.. - zaczął Yukio.
 - Jesteśmy twoimi braćmi! - wyszczerzył się do niej Rin, przerywając bratu.
Gapiła się na nich jak na idiotów. Że co? Miała przecież matkę i ojca, który wcale nie przypominali stojących przed nią chłopaków. Lisanna z Natsu przerwali swoją kłótnię.
 - Przecież Lucy nie ma rodzeństwa - zaczął zdziwiony Dragneel.
 - Widzisz? Kolejna rzecz, której o niej nie wiesz! Jak ty możesz ją kochać?!
 - Kocham ją bez względu na to!
Ze łzami w oczach wybiegła z jaskini, po drodze zamieniając swoje ręce w skrzydła.
Heartfilia też miała w oczach łzy, tylko że z innego powodu.
 - Naprawdę? Ty mnie.. - to najważniejsze słowo nie umiało jej przejść przez gardło.
 - Lucy.. - zaczął Natsu, czując, że się rumieni - ja..
Podszedł do niej i delikatnie włożył rękę w jej włosy. Dotknął wargami jej ust, najpierw delikatnie, a gdy odpowiedziała na pocałunek coraz mocniej. Jedną ręką złapał ją za udo i podciągnął do swoich bioder, a drugą podparł jej plecy, po czym oparł ją o ścianę jaskini.
 - Rin - szepnął Yukio - nie wiem, czy powinniśmy im przerwać.
 - Nie chcę być wujkiem w wieku piętnastu lat! Hej!
Dwójka magów odskoczyła od siebie jak poparzeni. Oboje mieli porządnie zarumienione policzki.
 - Jej chyba nie interesuje to, że jest córką Szatana.
 - Kyyaa? - wrzasnęła i zamdlała w ramiona Natsu.
 - Jej chyba już za dużo jak na jeden dzień - stwierdził różowowłosy.
***
Zacznę od tego.. Gomenasai! Ale tak to jest, jak pół nocy ślęczę nad Fairy Tail, a drugie nad Ao no exorcist. Wieem, nie trzyma się kupy. Wieem, jest do bani. Ale przez to że to jest dziwne - wrzucam!
Oneshot teorytycznie zamówiony przez Megi Brown, w praktyce kompletnie nie pasuje twojemu opisowi. Ale prosiłam o podanie kilku słów-klucz, których się uczepię, a nie pisanie streszczenia, bo to byłoby nudne, przewidziane. ;/ W każdym razie gomen, gomen, i jeszcze raz gomen za inną akcję, ale.. No, ostatnio mję coś wali na mózg :o

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 7: "Wszędzie.. marmur?"

 - Natsu, Marcev! Czekajcie! - wydarła się Lucy.
Parę osób przyglądało się jej z rozbawieniem, gdy mignęła im przed oczami i podbiegła do różowowłosego chłopaka w szaliku, mimo że słońce dawało w ostatnich dniach mocno popalić. Ci sami turyści, czy też miejscowi - kogo to obchodzi? - zaobserwowali ogromnego banana na twarzy wspomnianego chłopaka na widok przyjaciółki. Jednocześnie nie mogli powstrzymać się przed falą śmiechu, jaka ich zalała, obserwując starszego pana patrzącego ukradkiem na biust wspomnianej dziewczyny. Staruszek w końcu odwrócił wzrok. Z ruchu klatki piersiowej odczytali, że westchnął i powiedział coś do pozostałej dwójki, która ruszyła za nim w kierunku pewnej rezydencji, których w okolicy było od groma.
________________________
Gdy podeszli pod drzwi i zapukali, otworzyła im średniego wzrostu zielonowłosa dziewczyna w ubraniu pokojówki. Skłoniła im się, a kiedy podniosła głowę, napotkała zdziwiony wzrok blondwłosej dziewczyny, która wyglądała całkiem jak..
 - Lucy-chan! - krzyknęła uradowana. Zaraz zdała sobie sprawę z tego, do kogo mówi, i wydukała szybkie "gomenasai".
Heartfilia natomiast wprost się na nią rzuciła. Stały przez chwilę przytulone, a mężczyźni, którzy przyszli z dziewczyną, patrzyli się na nie zdziwionym wzrokiem. Pierwszy odezwał się Marcev.
 - Wy się znacie? - zapytał jak głupek z miną idioty.
Dziewczyny go zignorowały.
 - Jak się cieszę, że panienka tu jest! - powiedziała ucieszona pokojówka. - Ale chyba Lucy-chan nie przyszła tu, żeby.. - zawahała się, spoglądając na mężczyzn. - zgodzić się na prośbę panicza Therns'a?
Natsu ta dziewczyna coraz bardziej zaczynała przypominać Juvię. Ciekawe, czy gdy stąd odejdą, zacznie ich tropić i wciskać zestawy śniadaniowe?
 - Oczywiście, że nie. Eskortujemy tylko pana Dreyara.
 - Ach! - szepnęła zawstydzona zielonowłosa. - Gomenasai za mój błąd! - skłoniła się jeszcze raz w kierunku staruszka i wpuściła ich do środka.
 - Zaraz zaprowadzę państwa do pana Therns'a.
Natsu zaczynał być coraz bardziej zirytowany. Ta dziewczyna całkowicie go ignorowała i poczuł się dziwnie, bo - można powiedzieć - zawsze był w centrum uwagi (głównie przez to, ile czego zniszczył xD). Nie żeby bardzo mu tego brakowało, ale czuł się niezręcznie.
Tymczasem zielonowłosa prowadziła ich korytarzem, z którego dosłownie wszystko było wykonane z marmuru. Marmurowa posadzka, marmurowe ramy obrazów, marmurowe piedestały z marmurowymi figurkami. Nagle stanęli przed ogromnymi drzwiami - także marmurowymi. Pokojówka zapukała do pokoju i z trudem otworzyła drzwi, pchając je obiema rękami. Cholerstwo musiało być ciężkie.
Ich oczom ukazała się kolejna marmurowa komnata. Natsu nie zdziwił by się, gdyby ludzie też chodziliby tu marmurowi. Na całą długość pokoju rozciągał tu się stół (wiadomo, jaki), u którego końcu jadł spotkany wcześniej przez naszych bohaterów mężczyzna. Popijając wino, przyglądał się z satysfakcją Lucy. Tylko czego jest tu potrzebny ten narwaniec i jakiś staruszek?
 - Panie, pan Dreyar przybył tu aby..
 - Wiem, wiem - machnął ręką, szybko rozumując. A więc posłaniec dotarł, a ten mężczyzna musiał być właśnie Marcevem. Staruszek musiał być nieźle ciekawy, o co chodzi. Szkoda tylko, że wziął ze sobą eskortę. Chociaż - pomyślał, patrząc na Lucy - upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. To było niesamowite szczęście, że spotkał wtedy na peronie tę głupią Heartfilię, teraz nie dość, że dopiecze tej niewdzięcznicy, to jeszcze...
 - Panie? - spytała cichutko Katrina, jego służąca. - Nie chcę panu przerywać w rozmyślaniach, ale czy mogę pokazać gościom bibliotekę, gdzie poczekają na pana Dreyara? - pisnęła ze strachem.
 - Zaprowadź ich tam. - powiedział, pokazując jednocześnie krzesło Marcevowi.
________________________
 - Mów, kto jest przywódcą waszej szajki.
Wpatrywał się w niego jakiś dziwny facet z manią piercingu. Mówił cicho i spokojnie, ale Yoshin nie miał wątpliwości, że gdyby nie odpowiedział, zmieniłby swoje nastawienie. To przez te jego przeklęte, czerwone tęczówki. Wyglądał jak maszyna do zabijania, chociaż wcześniej widział, jak się zmienia gdy gada z tą małą, niebieskowłosą.
 - Youlijin Tekko. - powiedział spokojnie, wskazując na tego przeklętego, zadufanego w sobie blondyna.
 - Kłamiesz.
Jego dłoń zamieniła się w piłę łańcuchową, a Yoshin, który nigdy nie był zbyt odważny, gdy nie miał przy sobie ludzi, którzy dla  niego walczą, pisnął ze strachu.
 - Gajeel - szepnęła ta niebieskowłosa - chyba trochę przesadzasz.
 - Pierdoły gadasz - uciął dyskusję i zwrócił się znowu w stronę Yoshina - ten wypierdek nie miałby głowy, żeby sterować grupą handlarzy niewolników, to musi być pośrednik. Ktoś, kto dostarcza towar, a resztą zajmuje się ktoś inny.
Podniósł rękę, a raczej piłę, pod gardło Yoshina.
 - Pytam się ostatni raz, mam jeszcze więcej osób od których to wyciągnę, więc decyduj się. Kto?
Mężczyzna znów zakwiczał ze strachu i zamykając oczy, szepnął imię. Czarnowłosy miłośnik piercingu podniósł się z klęczek.
 - Zostawiamy ich tak, nie mają broni, a są mocno związani. Wątpię, żeby się uwolnili.
 - Gdzie idziemy?
 - Chyba trochę wmieszamy się do misji Dragneelowi - powiedział.
***
Wenę mam, więc piszę i piszę ;) Rozdział dedykowany Koszatnicze - dzięki za komenty ;*

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 6: "Tak, to są magowie Fairy Tail!"

Levy złapała Gajeela za ramię. Ten odwrócił się do niej, zdziwiony. Zdała sobie sprawę, że przecież nie ma nic do powiedzenia. Może "Gajeel, nie walcz"? Tylko czemu? Przecież nie wyzna mu, że nienawidzi widzieć go walczącego na poważnie, wtedy, gdy może coś mu się stać..
Tymczasem Żelazny Smoczy Zabójca zamienił swoją dłoń w buławę i rzucił się na blondyna. Tamten uskoczył, nic sobie nie robiąc z jego ataku. Jednocześnie w jego doni pojawiła się czarna katana, a jego strój zmienił się w kimono tego samego koloru.
 - Używa tej samej magii co Erza! - krzyknęła zaskoczona niebieskowłosa.
 - Levy, odsuń się! - wrzasnął zdenerwowany Gajeel i odepchnął ją.
Blondyn szybko zwietrzył okazję i rzucił się na McGarden. Już miał się zamachnąć, gdy przed nim pojawiła się buława Żelaznego Smoczego Zabójcy i zablokowała cios kataną. Redfox'owi powoli brakowało sił, a na czoło wstąpiły kropelki potu.
Mężczyzna poszybował w górę i wylądował elegancko na ziemi. Z uśmiechem na twarzy rzucił się na Gajeela. Ta sytuacja coraz bardziej mu się podobała. Mimo że od ich ostatniego spotkania nie minęło dużo czasu, ten facet o czerwonych oczach, o którego szacunek zawsze zabiegał nie dorastał mu do pięt. Atakował go, muskając go lekko aby pozostawić czerwone kreseczki na skórze. Obydwaj wiedzieli, że to nie wszystko, na co go stać. Blondyn zwyczajnie się z nim bawił.
Tymczasem czarnowłosy był co raz bardziej zdenerwowany. Uskoczył do tyłu, żeby złapać oddech. Dopiero teraz zauważył powierzchowne ranki na jego ciele, z których leciała krew. Musiał wyglądać okropnie.W tym czasie jego przeciwnik oparł katanę czubkiem o ziemię i uśmiechnął się.
 - Sporo minęło od naszego ostatniego spotkania, co? - Nie była to prawda. Spotkali się parę miesięcy temu przez przypadek i Redfox wtedy wygrał. "Jak on mógł w tak krótkim czasie stać się tak potężnym?" - główkował Gajeel. Nagle przypomniał sobie o "małej". Skoczył z rykiem na blondyna.
 - Levy, uciekaj! - krzyknął.
Niebieskowłosa tymczasem nie wiedziała co ma robić, stała jak sparaliżowana. Dopiero po chwili zrozumiała, co do niej powiedział. Jeśli uważa, że jest niebezpieczeństwo, że może przegrać, i każe jej uciec, nie jest dobrze. Chciałaby pomóc, ale jej ataki nie były wyjątkowo silne. "Może wystarczy odwrócić jego uwagę, wtedy Gajeel sobie poradzi.." - myślała. W każdym razie miała ogromną nadzieję, że to wystarczy.
 - Soriddo Sukuriputo - wymamrotała, pisząc w powietrzu słowo "ogień". W tej chwili ognista kula poszybowała w kierunku przeciwnika, ale on się tylko odchylił, uśmiechając się z pogardą.
 - To są magowie Fairy Tail?
 - Tak, to są magowie Fairy Tail! - odpowiedział mu Gajeel, którego ręka-buława wbiła się w twarz blondyna, rzuciła go o drzewo i pozbawiła przytomności.
Dopiero teraz zauważyli, że dziewczęta, które tu były, uciekły. Mieli nadzieję że się nie zgubią, ale to był mniejszy problem. Związali mężczyznę i resztę jego bandy. Gajeel złapał za sznur, który ich krępował i ciągnął zgraję mężczyzn po ziemi, idąc w stronę -jak mu się zdawało - miasta. Większość się już obudziła i zaczęła narzekać na niewygodę, ale kopniak Redfoxa w szczękę jednego z nich skutecznie ich uciszył.
_______________________
Marcev milczał, a dwójka towarzyszących mu magów otwierała coraz szerzej ze zdziwienia usta i oczy.
 - Lucy wygląda jak głupia - piszczał Happy, przelatując nad ich głowami, momentalnie rozładowując atmosferę.
 - Nie masz co liczyć na rybki ode mnie - powiedziała blondynka denerwując się.
 - W takim razie, Marcev... Po zakończeniu naszej misji pójdziesz z nami do gildii? - zaproponował Natsu.
 - Właśnie, proszę pana - dodała Heartfilia.
 - Myślę, że nie powinienem był wam o tym mówić - mruknął znowu staruszek.
Rozejrzał się. Słońce grzało, jeśli to było możliwe, z każdą minutą coraz mocniej. Marcev zastanawiał się. Może w końcu należy zakopać topór wojenny? Ale Makarov.. nie wiedział, jak będzie mógł znów spojrzeć mu w twarz. Z perspektywy lat ich kłótnia wydaje się być idiotyczna, a jego nagłe zerwanie kontaktów co najmniej dziecinne. Jednak jeśli teraz by wrócił, musiałby się liczyć z tymi ciągłymi śmiechami. I to wszystko przez kobietę! Zazgrzytał zębami. Od tamtej pory nie miał innej, twierdząc, że wszystkie są takie same. Z tego co słyszał, Loxie rzuciła Makarova dla jakiegoś bogatego kupca. Kto wie, może częściowo przez to wygrał sobie zawód..
 - Doszliśmy - radosny głos Natsu wyrwał go z rozmyślań. Stali jakieś sto metrów od bramy wjazdowej na teren rezydencji.
Lucy momentalnie oblała się potem.
 - To m-może ja skoczę d-do... do... - nie umiała niczego wymyśleć - ubikacji!
Pobiegła w stronę miasta tak szybko, że aż się za nią kurzyło. Natsu wyciągnął przed siebie rękę, otworzył lekko usta i patrzył za nią zdziwionym wzrokiem.
 - To było.. dziwne, jak na Lucy. - oczywiście jak to Nasz Mało Kapujący Natsu, nie skojarzył tego z wczorajszą opowieścią  dziewczyny.
 - Wcale się jej nie dziwię. Od jakichś dwóch lat interes przejął najstarszy syn państwa Therns'ów, Marcus. Bardzo nieprzyjemny typ, mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy próbuję zrobić z nim interes. Ale wątpię, żeby Lucy go znała.
Przy głowie różowowłosego pojawiła się "zapalona lampka".
 - Zna go - przez chwilę rozważał, czy za nią nie pójść, ale nie zostawiłby Marceva samego. - To jak, idziemy?
_______________________
"Cholera, przecież tak niczego nie załatwię" - przebiegło jej przez myśl. Ten facet był zdeterminowany i jeśli poszedł za nią na peron, to kto wie, czy nie wybierze się do gildii.. Trzeba będzie to załatwić. Postanowiła, że się z nim zmierzy.
Dopiero teraz zauważyła, że klęczała i trzymała się za głowę, a przechodzący ludzie patrzyli się na nią dość dziwnym wzrokiem. Szybko wstała, położyła ręce na biodrach i z wojowniczą miną ruszyła ku rezydencji.
***
Taaak, wiem. Dziwne to mi jakieś wyszło, a mimo że to jest opowiadanie NaLu zaczynam pisać GaLevy ;P
Gomen (tak, teraz mi się przypomniało!) za poprzedni rozdział, który nie dość że późno wyszedł to jeszcze słaby ;p No ale teraz się mobilizuję w związku z feriami i mam nadzieję zaskakiwać was moimi marnymi wypocinami troszkę częściej ;* Aye!


sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 5: "Redfox walczy, a Natsu i Lucy odkrywają sekret Marceva"

Marcev wstał skoro świt. Od młodzieńczych lat nie lubił jakoś specjalnie długo leżeć w łóżku. Uważał, że z danych im dni należy wyciągać jak najwięcej i nie ma powodu kłopotać się snem dłużej, niż to potrzebne.
Gdy wyszedł z namiotu, od razu spostrzegł dwójkę magów z Fairy Tail, przytulonych do siebie. Mimo że spodobała mu się Lucy, jak zresztą większość młodych, pięknych dziewcząt, uśmiechnął się na ten widok. Przypomniały mu się wspomnienia z młodości, o której tak bardzo lubił opowiadać. Jednak dawno temu zdarzył się pewien epilog, który dawno się zakończył i o którym nie wiedział nikt oprócz niego i samych zainteresowanych. Niestety, jego duma została zraniona i postanowił opuścić towarzyszy.
Tymczasem Natsu się obudził i widząc blondynkę przytuloną do jego torsu uśmiechnął się. Nie miał serca jej budzić, ale gdy przypomniał sobie o Gajeelu i Levy zerwał się na równe nogi. Co oznaczało, że Heartfilia przywaliła głową o ziemię i natychmiast się obudziła.
 - Natsu! - zdenerwowała się, pocierając obolałe czoło.
 - Ohayo! - wyszczerzył kły, jednocześnie zamykając oczy. Lucy pomyślała, że wygląda w tej chwili niesamowicie słodko, aż chciałoby się.. Blondwłosej czasami się zdawało, że ten parszywy "smoczek" dobrze wie, jak na nią działa ta mina. Poczuła motylki w brzuchu.
Żeby nie dać nic po sobie poznać, westchnęła ciężko i wstała.
 - Zbieramy się - zakomunikowała.
_______________________
Levy, z tego, co zdążyła się zorientować, została schwytana przez handlarzy niewolnikami. Ale ironia - pomyślała. To zapewne ci sami, których razem z Gajeelem miała schwytać, ponieważ raczej nie zdarzało się, żeby dwie takie bandy grasowały w jednej okolicy.
Była razem z pięcioma innymi kobietami przywiązana do drzewa. Chciała spróbować napisać runy w powietrzu, by zaatakować, ale najwyraźniej sznur był "magicznoodporny", co było dosyć dziwne jak na zwykłych handlarzy niewolników. A może to jakaś większa, zorganizowana banda? Może wpadli na trop jednej z trzech największych grup zajmujących się sprzedażą ludzi? Nagle zdała sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, w której się znajdowała. Opuściła głowę i uroniła jedną,małą łzę. Lucy, Jet, Droy.. I Gajeel, oczywiście. Ostatnimi czasy stał się jej bardzo bliski, chłopcy z Shadow Gear byli nawet zazdrośni. Bardzo ich lubiła, ale to nie było uczucie, o które im chodziło.. Za to z Żelaznym Smoczym Zabójcą rzecz miała się inaczej. Ale on traktował ją jak młodszą siostrę.
_______________________
Wysunął się zza drzewa, za którym się skrył. Poczuł jej przyjemny, kwiatowy zapach znacznie wcześniej, niż ją zobaczył. Mimo zaleceń Lucy - "lekarka się, psiakrew, znalazła" - odpoczął tylko jakieś pół godziny. Przez resztę nocy szukał niebieskowłosej. Znalazł ją dopiero dziś rano i nareszcie odetchnął z ulgą. Nagle McGarden podniosła głowę, żeby się rozejrzeć. Zauważył, że z czoła spływa jej wąska strużka krwi. Wpadł w straszny gniew. Wyszedł zza drzewa i natychmiast zaatakował gołymi rękoma pierwszego mężczyznę, którego dostrzegł. Z kolejnymi czterema musiał sobie poradzić za pomocą Buławy Żelaznego Smoka, po której faceci od razu lądowali na ziemi. "Nie ma tu nikogo, z kim mógłbym porządnie powalczyć" - pożalił się sobie w duchu.
Nagle przed nim pojawił się blondynek w dziwnym, jak stwierdził - pedalskim kapeluszu z jakimiś piórkami. Chłopak dosłownie wyrósł spod ziemi i kopnął go z zaskoczenia w brzuch. Gajeel poleciał ze trzy metry do tyłu i zarył głową w ziemi. Nic jednak oprócz paru zadrapań mu się nie stało. Levy krzyknęła, ale zaraz się uspokoiła, widząć, żę nic mu nie jest. "Głupia. Nie poddam się tak łatwo. Co ona sobie myśli, nie jestem kimś pokroju tych jej przyjaciół" - wkurzył się, mając na myśli Jeta i Droya.
 - Tetsuryūsō: Kishin! - krzyknął, po czym jego ręka zamieniła się w lancę. Zaczął atakować bardzo szybko, ale blondynek zwinnie unikał ciosów. "Kurde, teraz mnie wkurzył" - pomyślał, patrząc na chłopaka, który podczas uniku zdążył zerknąć na jakiś szpetny, srebrny zegarek, żeby zobaczyć która godzina.
Odskoczył od niego i wylądował dopiero przy oddalonym o parę metrów drzewie.
- Tetsuryū no Hōkō! - złożył dłonie w trąbkę i zionął stalowymi odłamkami. Najwyraźniej zaskoczył tego szpetnego blondynka, bo chłopak poleciał parę metrów do tyłu i przez parę sekund się nie podnosił. W tym czasie Gajeel podszedł do Levy i przeciął magiczne więzy. Niebieskowłosa rzuciła mu się na szyję z głośnym "Arigatou!". Reszta kobiet też wydukało jakieś podziękowania, speszone jego wyglądem. On jednak zajmował się drobną kobietą przed nim. Gdy już go wyściskała, zdała sobie sprawę z tego, jak w jego oczach mogło to wyglądać i zarumieniła się. On tylko roześmiał się położył rękę na jej głowie, rozczochrując włosy. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale uwielbiał patrzeć na tę małą istotkę, gdy naburmuszała się jego reakcją.
 - Redfox, walcz! - wydarł się blondyn, który zdążył już się podnieść. Nagle Gajeel zrozumiał, kim on jest. Wyszczerzył kły.
________________________
Szli w milczeniu, ciesząc się pogodą. Nagle Lucy się coś przypomniało.
 - Marcev, przez przypadek usłyszałam przedwczoraj, jak rozmawiałeś z jakąś kobietą. Powiedział pan wtedy, że łączą pana z Fairy Tail dobre wspomnienia i dlatego zawsze wynajmuje pan właśnie tę gildię.
Przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć.
 - A czy to, co teraz powiem, zostanie między nami?
Natsu i Lucy skinęli głową. Salamander, tak samo zresztą jak Heartfilia, był bardzo zaciekawiony.
 - Kiedyś przez mały odstęp czasu należałem do tej gildii. Później pokłóciłem się z Makarovem o pewną kobietę i ona wybrała jego. Wiem, że obrósł legendą kochającego mistrza, który traktuje członków gildii jak własne dzieci. Możecie więc wierzyć lub nie, ale w tamtym okresie miałem go serdecznie dość. Był strasznie arogancki i cały czas się wywyższał. Przechodził obok mnie z nią u boku i patrzył na mnie z satysfakcją. W końcu odszedłem z gildii. Później wiele razy próbował się ze mną skontaktować, ale byłem na niego strasznie obrażony.
 - Nie chcę pana obrazić, ale czemu ma to zostać między nami?
 - Zwyczajnie nie chcę, żeby Makarov dowiedział się, gdzie mieszkam. A oprócz tego to chyba mogłoby zaszkodzić jego wizerunkowi - powiedział ze złośliwością, o którą by go nie podejrzewali.
 - Mimo że kocham dziadziunia, to chyba na pana miejscu nie dbałbym o wizerunek kogoś, kto odbił panu dziewczynę - zaryzykował Natsu. - Nie żebym pana do czegoś namawiał - dodał szybko. - Jest wspaniałym mistrzem.
 - Nie dbałbyś o wizerunek własnego brata, którego mimo wszystko nadal trochę kochasz? - mruknął Marcev, ale nie przewidział tego, że Salamander jest Smoczym Zabójcą i ma niezwykle wyczulony słuch.
 - Jest pan jego bratem? - krzyknął zszokowany. Lucy patrzyła na Marceva oczami jak spodki.
***
Ohayo minna :) Mam już pomysł na kolejny rozdział, więc myślę będzie za niedługo.