Rozdział 6: "Tak, to są magowie Fairy Tail!"
Levy złapała Gajeela za ramię. Ten odwrócił się do niej, zdziwiony. Zdała sobie sprawę, że przecież nie ma nic do powiedzenia. Może "Gajeel, nie walcz"? Tylko czemu? Przecież nie wyzna mu, że nienawidzi widzieć go walczącego na poważnie, wtedy, gdy może coś mu się stać..
Tymczasem Żelazny Smoczy Zabójca zamienił swoją dłoń w buławę i rzucił się na blondyna. Tamten uskoczył, nic sobie nie robiąc z jego ataku. Jednocześnie w jego doni pojawiła się czarna katana, a jego strój zmienił się w kimono tego samego koloru.
- Używa tej samej magii co Erza! - krzyknęła zaskoczona niebieskowłosa.
- Levy, odsuń się! - wrzasnął zdenerwowany Gajeel i odepchnął ją.
Blondyn szybko zwietrzył okazję i rzucił się na McGarden. Już miał się zamachnąć, gdy przed nim pojawiła się buława Żelaznego Smoczego Zabójcy i zablokowała cios kataną. Redfox'owi powoli brakowało sił, a na czoło wstąpiły kropelki potu.
Mężczyzna poszybował w górę i wylądował elegancko na ziemi. Z uśmiechem na twarzy rzucił się na Gajeela. Ta sytuacja coraz bardziej mu się podobała. Mimo że od ich ostatniego spotkania nie minęło dużo czasu, ten facet o czerwonych oczach, o którego szacunek zawsze zabiegał nie dorastał mu do pięt. Atakował go, muskając go lekko aby pozostawić czerwone kreseczki na skórze. Obydwaj wiedzieli, że to nie wszystko, na co go stać. Blondyn zwyczajnie się z nim bawił.
Tymczasem czarnowłosy był co raz bardziej zdenerwowany. Uskoczył do tyłu, żeby złapać oddech. Dopiero teraz zauważył powierzchowne ranki na jego ciele, z których leciała krew. Musiał wyglądać okropnie.W tym czasie jego przeciwnik oparł katanę czubkiem o ziemię i uśmiechnął się.
- Sporo minęło od naszego ostatniego spotkania, co? - Nie była to prawda. Spotkali się parę miesięcy temu przez przypadek i Redfox wtedy wygrał. "Jak on mógł w tak krótkim czasie stać się tak potężnym?" - główkował Gajeel. Nagle przypomniał sobie o "małej". Skoczył z rykiem na blondyna.
- Levy, uciekaj! - krzyknął.
Niebieskowłosa tymczasem nie wiedziała co ma robić, stała jak sparaliżowana. Dopiero po chwili zrozumiała, co do niej powiedział. Jeśli uważa, że jest niebezpieczeństwo, że może przegrać, i każe jej uciec, nie jest dobrze. Chciałaby pomóc, ale jej ataki nie były wyjątkowo silne. "Może wystarczy odwrócić jego uwagę, wtedy Gajeel sobie poradzi.." - myślała. W każdym razie miała ogromną nadzieję, że to wystarczy.
- Soriddo Sukuriputo - wymamrotała, pisząc w powietrzu słowo "ogień". W tej chwili ognista kula poszybowała w kierunku przeciwnika, ale on się tylko odchylił, uśmiechając się z pogardą.
- To są magowie Fairy Tail?
- Tak, to są magowie Fairy Tail! - odpowiedział mu Gajeel, którego ręka-buława wbiła się w twarz blondyna, rzuciła go o drzewo i pozbawiła przytomności.
Dopiero teraz zauważyli, że dziewczęta, które tu były, uciekły. Mieli nadzieję że się nie zgubią, ale to był mniejszy problem. Związali mężczyznę i resztę jego bandy. Gajeel złapał za sznur, który ich krępował i ciągnął zgraję mężczyzn po ziemi, idąc w stronę -jak mu się zdawało - miasta. Większość się już obudziła i zaczęła narzekać na niewygodę, ale kopniak Redfoxa w szczękę jednego z nich skutecznie ich uciszył.
_______________________
Marcev milczał, a dwójka towarzyszących mu magów otwierała coraz szerzej ze zdziwienia usta i oczy.
- Lucy wygląda jak głupia - piszczał Happy, przelatując nad ich głowami, momentalnie rozładowując atmosferę.
- Nie masz co liczyć na rybki ode mnie - powiedziała blondynka denerwując się.
- W takim razie, Marcev... Po zakończeniu naszej misji pójdziesz z nami do gildii? - zaproponował Natsu.
- Właśnie, proszę pana - dodała Heartfilia.
- Myślę, że nie powinienem był wam o tym mówić - mruknął znowu staruszek.
Rozejrzał się. Słońce grzało, jeśli to było możliwe, z każdą minutą coraz mocniej. Marcev zastanawiał się. Może w końcu należy zakopać topór wojenny? Ale Makarov.. nie wiedział, jak będzie mógł znów spojrzeć mu w twarz. Z perspektywy lat ich kłótnia wydaje się być idiotyczna, a jego nagłe zerwanie kontaktów co najmniej dziecinne. Jednak jeśli teraz by wrócił, musiałby się liczyć z tymi ciągłymi śmiechami. I to wszystko przez kobietę! Zazgrzytał zębami. Od tamtej pory nie miał innej, twierdząc, że wszystkie są takie same. Z tego co słyszał, Loxie rzuciła Makarova dla jakiegoś bogatego kupca. Kto wie, może częściowo przez to wygrał sobie zawód..
- Doszliśmy - radosny głos Natsu wyrwał go z rozmyślań. Stali jakieś sto metrów od bramy wjazdowej na teren rezydencji.
Lucy momentalnie oblała się potem.
- To m-może ja skoczę d-do... do... - nie umiała niczego wymyśleć - ubikacji!
Pobiegła w stronę miasta tak szybko, że aż się za nią kurzyło. Natsu wyciągnął przed siebie rękę, otworzył lekko usta i patrzył za nią zdziwionym wzrokiem.
- To było.. dziwne, jak na Lucy. - oczywiście jak to Nasz Mało Kapujący Natsu, nie skojarzył tego z wczorajszą opowieścią dziewczyny.
- Wcale się jej nie dziwię. Od jakichś dwóch lat interes przejął najstarszy syn państwa Therns'ów, Marcus. Bardzo nieprzyjemny typ, mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy próbuję zrobić z nim interes. Ale wątpię, żeby Lucy go znała.
Przy głowie różowowłosego pojawiła się "zapalona lampka".
- Zna go - przez chwilę rozważał, czy za nią nie pójść, ale nie zostawiłby Marceva samego. - To jak, idziemy?
_______________________
"Cholera, przecież tak niczego nie załatwię" - przebiegło jej przez myśl. Ten facet był zdeterminowany i jeśli poszedł za nią na peron, to kto wie, czy nie wybierze się do gildii.. Trzeba będzie to załatwić. Postanowiła, że się z nim zmierzy.
Dopiero teraz zauważyła, że klęczała i trzymała się za głowę, a przechodzący ludzie patrzyli się na nią dość dziwnym wzrokiem. Szybko wstała, położyła ręce na biodrach i z wojowniczą miną ruszyła ku rezydencji.
***
Taaak, wiem. Dziwne to mi jakieś wyszło, a mimo że to jest opowiadanie NaLu zaczynam pisać GaLevy ;P
Gomen (tak, teraz mi się przypomniało!) za poprzedni rozdział, który nie dość że późno wyszedł to jeszcze słaby ;p No ale teraz się mobilizuję w związku z feriami i mam nadzieję zaskakiwać was moimi marnymi wypocinami troszkę częściej ;* Aye!
"To m-może ja skoczę d-do... do..." i co wymyśliła nasza Lucy, obdarzona kreatywnością, w końcu pisarka? "do ubikacji!" Heh ;) Ładnie :)
OdpowiedzUsuń