niedziela, 24 lutego 2013
czwartek, 21 lutego 2013
Rozdział 7: "Wszędzie.. marmur?"
- Natsu, Marcev! Czekajcie! - wydarła się Lucy.
Parę osób przyglądało się jej z rozbawieniem, gdy mignęła im przed oczami i podbiegła do różowowłosego chłopaka w szaliku, mimo że słońce dawało w ostatnich dniach mocno popalić. Ci sami turyści, czy też miejscowi - kogo to obchodzi? - zaobserwowali ogromnego banana na twarzy wspomnianego chłopaka na widok przyjaciółki. Jednocześnie nie mogli powstrzymać się przed falą śmiechu, jaka ich zalała, obserwując starszego pana patrzącego ukradkiem na biust wspomnianej dziewczyny. Staruszek w końcu odwrócił wzrok. Z ruchu klatki piersiowej odczytali, że westchnął i powiedział coś do pozostałej dwójki, która ruszyła za nim w kierunku pewnej rezydencji, których w okolicy było od groma.
________________________
Gdy podeszli pod drzwi i zapukali, otworzyła im średniego wzrostu zielonowłosa dziewczyna w ubraniu pokojówki. Skłoniła im się, a kiedy podniosła głowę, napotkała zdziwiony wzrok blondwłosej dziewczyny, która wyglądała całkiem jak..
- Lucy-chan! - krzyknęła uradowana. Zaraz zdała sobie sprawę z tego, do kogo mówi, i wydukała szybkie "gomenasai".
Heartfilia natomiast wprost się na nią rzuciła. Stały przez chwilę przytulone, a mężczyźni, którzy przyszli z dziewczyną, patrzyli się na nie zdziwionym wzrokiem. Pierwszy odezwał się Marcev.
- Wy się znacie? - zapytał jak głupek z miną idioty.
Dziewczyny go zignorowały.
- Jak się cieszę, że panienka tu jest! - powiedziała ucieszona pokojówka. - Ale chyba Lucy-chan nie przyszła tu, żeby.. - zawahała się, spoglądając na mężczyzn. - zgodzić się na prośbę panicza Therns'a?
Natsu ta dziewczyna coraz bardziej zaczynała przypominać Juvię. Ciekawe, czy gdy stąd odejdą, zacznie ich tropić i wciskać zestawy śniadaniowe?
- Oczywiście, że nie. Eskortujemy tylko pana Dreyara.
- Ach! - szepnęła zawstydzona zielonowłosa. - Gomenasai za mój błąd! - skłoniła się jeszcze raz w kierunku staruszka i wpuściła ich do środka.
- Zaraz zaprowadzę państwa do pana Therns'a.
Natsu zaczynał być coraz bardziej zirytowany. Ta dziewczyna całkowicie go ignorowała i poczuł się dziwnie, bo - można powiedzieć - zawsze był w centrum uwagi (głównie przez to, ile czego zniszczył xD). Nie żeby bardzo mu tego brakowało, ale czuł się niezręcznie.
Tymczasem zielonowłosa prowadziła ich korytarzem, z którego dosłownie wszystko było wykonane z marmuru. Marmurowa posadzka, marmurowe ramy obrazów, marmurowe piedestały z marmurowymi figurkami. Nagle stanęli przed ogromnymi drzwiami - także marmurowymi. Pokojówka zapukała do pokoju i z trudem otworzyła drzwi, pchając je obiema rękami. Cholerstwo musiało być ciężkie.
Ich oczom ukazała się kolejna marmurowa komnata. Natsu nie zdziwił by się, gdyby ludzie też chodziliby tu marmurowi. Na całą długość pokoju rozciągał tu się stół (wiadomo, jaki), u którego końcu jadł spotkany wcześniej przez naszych bohaterów mężczyzna. Popijając wino, przyglądał się z satysfakcją Lucy. Tylko czego jest tu potrzebny ten narwaniec i jakiś staruszek?
- Panie, pan Dreyar przybył tu aby..
- Wiem, wiem - machnął ręką, szybko rozumując. A więc posłaniec dotarł, a ten mężczyzna musiał być właśnie Marcevem. Staruszek musiał być nieźle ciekawy, o co chodzi. Szkoda tylko, że wziął ze sobą eskortę. Chociaż - pomyślał, patrząc na Lucy - upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. To było niesamowite szczęście, że spotkał wtedy na peronie tę głupią Heartfilię, teraz nie dość, że dopiecze tej niewdzięcznicy, to jeszcze...
- Panie? - spytała cichutko Katrina, jego służąca. - Nie chcę panu przerywać w rozmyślaniach, ale czy mogę pokazać gościom bibliotekę, gdzie poczekają na pana Dreyara? - pisnęła ze strachem.
- Zaprowadź ich tam. - powiedział, pokazując jednocześnie krzesło Marcevowi.
________________________
- Mów, kto jest przywódcą waszej szajki.
Wpatrywał się w niego jakiś dziwny facet z manią piercingu. Mówił cicho i spokojnie, ale Yoshin nie miał wątpliwości, że gdyby nie odpowiedział, zmieniłby swoje nastawienie. To przez te jego przeklęte, czerwone tęczówki. Wyglądał jak maszyna do zabijania, chociaż wcześniej widział, jak się zmienia gdy gada z tą małą, niebieskowłosą.
- Youlijin Tekko. - powiedział spokojnie, wskazując na tego przeklętego, zadufanego w sobie blondyna.
- Kłamiesz.
Jego dłoń zamieniła się w piłę łańcuchową, a Yoshin, który nigdy nie był zbyt odważny, gdy nie miał przy sobie ludzi, którzy dla niego walczą, pisnął ze strachu.
- Gajeel - szepnęła ta niebieskowłosa - chyba trochę przesadzasz.
- Pierdoły gadasz - uciął dyskusję i zwrócił się znowu w stronę Yoshina - ten wypierdek nie miałby głowy, żeby sterować grupą handlarzy niewolników, to musi być pośrednik. Ktoś, kto dostarcza towar, a resztą zajmuje się ktoś inny.
Podniósł rękę, a raczej piłę, pod gardło Yoshina.
- Pytam się ostatni raz, mam jeszcze więcej osób od których to wyciągnę, więc decyduj się. Kto?
Mężczyzna znów zakwiczał ze strachu i zamykając oczy, szepnął imię. Czarnowłosy miłośnik piercingu podniósł się z klęczek.
- Zostawiamy ich tak, nie mają broni, a są mocno związani. Wątpię, żeby się uwolnili.
- Gdzie idziemy?
- Chyba trochę wmieszamy się do misji Dragneelowi - powiedział.
***
Wenę mam, więc piszę i piszę ;) Rozdział dedykowany Koszatnicze - dzięki za komenty ;*
niedziela, 17 lutego 2013
Rozdział 6: "Tak, to są magowie Fairy Tail!"
Levy złapała Gajeela za ramię. Ten odwrócił się do niej, zdziwiony. Zdała sobie sprawę, że przecież nie ma nic do powiedzenia. Może "Gajeel, nie walcz"? Tylko czemu? Przecież nie wyzna mu, że nienawidzi widzieć go walczącego na poważnie, wtedy, gdy może coś mu się stać..
Tymczasem Żelazny Smoczy Zabójca zamienił swoją dłoń w buławę i rzucił się na blondyna. Tamten uskoczył, nic sobie nie robiąc z jego ataku. Jednocześnie w jego doni pojawiła się czarna katana, a jego strój zmienił się w kimono tego samego koloru.
- Używa tej samej magii co Erza! - krzyknęła zaskoczona niebieskowłosa.
- Levy, odsuń się! - wrzasnął zdenerwowany Gajeel i odepchnął ją.
Blondyn szybko zwietrzył okazję i rzucił się na McGarden. Już miał się zamachnąć, gdy przed nim pojawiła się buława Żelaznego Smoczego Zabójcy i zablokowała cios kataną. Redfox'owi powoli brakowało sił, a na czoło wstąpiły kropelki potu.
Mężczyzna poszybował w górę i wylądował elegancko na ziemi. Z uśmiechem na twarzy rzucił się na Gajeela. Ta sytuacja coraz bardziej mu się podobała. Mimo że od ich ostatniego spotkania nie minęło dużo czasu, ten facet o czerwonych oczach, o którego szacunek zawsze zabiegał nie dorastał mu do pięt. Atakował go, muskając go lekko aby pozostawić czerwone kreseczki na skórze. Obydwaj wiedzieli, że to nie wszystko, na co go stać. Blondyn zwyczajnie się z nim bawił.
Tymczasem czarnowłosy był co raz bardziej zdenerwowany. Uskoczył do tyłu, żeby złapać oddech. Dopiero teraz zauważył powierzchowne ranki na jego ciele, z których leciała krew. Musiał wyglądać okropnie.W tym czasie jego przeciwnik oparł katanę czubkiem o ziemię i uśmiechnął się.
- Sporo minęło od naszego ostatniego spotkania, co? - Nie była to prawda. Spotkali się parę miesięcy temu przez przypadek i Redfox wtedy wygrał. "Jak on mógł w tak krótkim czasie stać się tak potężnym?" - główkował Gajeel. Nagle przypomniał sobie o "małej". Skoczył z rykiem na blondyna.
- Levy, uciekaj! - krzyknął.
Niebieskowłosa tymczasem nie wiedziała co ma robić, stała jak sparaliżowana. Dopiero po chwili zrozumiała, co do niej powiedział. Jeśli uważa, że jest niebezpieczeństwo, że może przegrać, i każe jej uciec, nie jest dobrze. Chciałaby pomóc, ale jej ataki nie były wyjątkowo silne. "Może wystarczy odwrócić jego uwagę, wtedy Gajeel sobie poradzi.." - myślała. W każdym razie miała ogromną nadzieję, że to wystarczy.
- Soriddo Sukuriputo - wymamrotała, pisząc w powietrzu słowo "ogień". W tej chwili ognista kula poszybowała w kierunku przeciwnika, ale on się tylko odchylił, uśmiechając się z pogardą.
- To są magowie Fairy Tail?
- Tak, to są magowie Fairy Tail! - odpowiedział mu Gajeel, którego ręka-buława wbiła się w twarz blondyna, rzuciła go o drzewo i pozbawiła przytomności.
Dopiero teraz zauważyli, że dziewczęta, które tu były, uciekły. Mieli nadzieję że się nie zgubią, ale to był mniejszy problem. Związali mężczyznę i resztę jego bandy. Gajeel złapał za sznur, który ich krępował i ciągnął zgraję mężczyzn po ziemi, idąc w stronę -jak mu się zdawało - miasta. Większość się już obudziła i zaczęła narzekać na niewygodę, ale kopniak Redfoxa w szczękę jednego z nich skutecznie ich uciszył.
_______________________
Marcev milczał, a dwójka towarzyszących mu magów otwierała coraz szerzej ze zdziwienia usta i oczy.
- Lucy wygląda jak głupia - piszczał Happy, przelatując nad ich głowami, momentalnie rozładowując atmosferę.
- Nie masz co liczyć na rybki ode mnie - powiedziała blondynka denerwując się.
- W takim razie, Marcev... Po zakończeniu naszej misji pójdziesz z nami do gildii? - zaproponował Natsu.
- Właśnie, proszę pana - dodała Heartfilia.
- Myślę, że nie powinienem był wam o tym mówić - mruknął znowu staruszek.
Rozejrzał się. Słońce grzało, jeśli to było możliwe, z każdą minutą coraz mocniej. Marcev zastanawiał się. Może w końcu należy zakopać topór wojenny? Ale Makarov.. nie wiedział, jak będzie mógł znów spojrzeć mu w twarz. Z perspektywy lat ich kłótnia wydaje się być idiotyczna, a jego nagłe zerwanie kontaktów co najmniej dziecinne. Jednak jeśli teraz by wrócił, musiałby się liczyć z tymi ciągłymi śmiechami. I to wszystko przez kobietę! Zazgrzytał zębami. Od tamtej pory nie miał innej, twierdząc, że wszystkie są takie same. Z tego co słyszał, Loxie rzuciła Makarova dla jakiegoś bogatego kupca. Kto wie, może częściowo przez to wygrał sobie zawód..
- Doszliśmy - radosny głos Natsu wyrwał go z rozmyślań. Stali jakieś sto metrów od bramy wjazdowej na teren rezydencji.
Lucy momentalnie oblała się potem.
- To m-może ja skoczę d-do... do... - nie umiała niczego wymyśleć - ubikacji!
Pobiegła w stronę miasta tak szybko, że aż się za nią kurzyło. Natsu wyciągnął przed siebie rękę, otworzył lekko usta i patrzył za nią zdziwionym wzrokiem.
- To było.. dziwne, jak na Lucy. - oczywiście jak to Nasz Mało Kapujący Natsu, nie skojarzył tego z wczorajszą opowieścią dziewczyny.
- Wcale się jej nie dziwię. Od jakichś dwóch lat interes przejął najstarszy syn państwa Therns'ów, Marcus. Bardzo nieprzyjemny typ, mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy próbuję zrobić z nim interes. Ale wątpię, żeby Lucy go znała.
Przy głowie różowowłosego pojawiła się "zapalona lampka".
- Zna go - przez chwilę rozważał, czy za nią nie pójść, ale nie zostawiłby Marceva samego. - To jak, idziemy?
_______________________
"Cholera, przecież tak niczego nie załatwię" - przebiegło jej przez myśl. Ten facet był zdeterminowany i jeśli poszedł za nią na peron, to kto wie, czy nie wybierze się do gildii.. Trzeba będzie to załatwić. Postanowiła, że się z nim zmierzy.
Dopiero teraz zauważyła, że klęczała i trzymała się za głowę, a przechodzący ludzie patrzyli się na nią dość dziwnym wzrokiem. Szybko wstała, położyła ręce na biodrach i z wojowniczą miną ruszyła ku rezydencji.
***
Taaak, wiem. Dziwne to mi jakieś wyszło, a mimo że to jest opowiadanie NaLu zaczynam pisać GaLevy ;P
Gomen (tak, teraz mi się przypomniało!) za poprzedni rozdział, który nie dość że późno wyszedł to jeszcze słaby ;p No ale teraz się mobilizuję w związku z feriami i mam nadzieję zaskakiwać was moimi marnymi wypocinami troszkę częściej ;* Aye!
sobota, 16 lutego 2013
Rozdział 5: "Redfox walczy, a Natsu i Lucy odkrywają sekret Marceva"
Marcev wstał skoro świt. Od młodzieńczych lat nie lubił jakoś specjalnie długo leżeć w łóżku. Uważał, że z danych im dni należy wyciągać jak najwięcej i nie ma powodu kłopotać się snem dłużej, niż to potrzebne.
Gdy wyszedł z namiotu, od razu spostrzegł dwójkę magów z Fairy Tail, przytulonych do siebie. Mimo że spodobała mu się Lucy, jak zresztą większość młodych, pięknych dziewcząt, uśmiechnął się na ten widok. Przypomniały mu się wspomnienia z młodości, o której tak bardzo lubił opowiadać. Jednak dawno temu zdarzył się pewien epilog, który dawno się zakończył i o którym nie wiedział nikt oprócz niego i samych zainteresowanych. Niestety, jego duma została zraniona i postanowił opuścić towarzyszy.
Tymczasem Natsu się obudził i widząc blondynkę przytuloną do jego torsu uśmiechnął się. Nie miał serca jej budzić, ale gdy przypomniał sobie o Gajeelu i Levy zerwał się na równe nogi. Co oznaczało, że Heartfilia przywaliła głową o ziemię i natychmiast się obudziła.
- Natsu! - zdenerwowała się, pocierając obolałe czoło.
- Ohayo! - wyszczerzył kły, jednocześnie zamykając oczy. Lucy pomyślała, że wygląda w tej chwili niesamowicie słodko, aż chciałoby się.. Blondwłosej czasami się zdawało, że ten parszywy "smoczek" dobrze wie, jak na nią działa ta mina. Poczuła motylki w brzuchu.
Żeby nie dać nic po sobie poznać, westchnęła ciężko i wstała.
- Zbieramy się - zakomunikowała.
_______________________
Levy, z tego, co zdążyła się zorientować, została schwytana przez handlarzy niewolnikami. Ale ironia - pomyślała. To zapewne ci sami, których razem z Gajeelem miała schwytać, ponieważ raczej nie zdarzało się, żeby dwie takie bandy grasowały w jednej okolicy.
Była razem z pięcioma innymi kobietami przywiązana do drzewa. Chciała spróbować napisać runy w powietrzu, by zaatakować, ale najwyraźniej sznur był "magicznoodporny", co było dosyć dziwne jak na zwykłych handlarzy niewolników. A może to jakaś większa, zorganizowana banda? Może wpadli na trop jednej z trzech największych grup zajmujących się sprzedażą ludzi? Nagle zdała sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, w której się znajdowała. Opuściła głowę i uroniła jedną,małą łzę. Lucy, Jet, Droy.. I Gajeel, oczywiście. Ostatnimi czasy stał się jej bardzo bliski, chłopcy z Shadow Gear byli nawet zazdrośni. Bardzo ich lubiła, ale to nie było uczucie, o które im chodziło.. Za to z Żelaznym Smoczym Zabójcą rzecz miała się inaczej. Ale on traktował ją jak młodszą siostrę.
_______________________
Wysunął się zza drzewa, za którym się skrył. Poczuł jej przyjemny, kwiatowy zapach znacznie wcześniej, niż ją zobaczył. Mimo zaleceń Lucy - "lekarka się, psiakrew, znalazła" - odpoczął tylko jakieś pół godziny. Przez resztę nocy szukał niebieskowłosej. Znalazł ją dopiero dziś rano i nareszcie odetchnął z ulgą. Nagle McGarden podniosła głowę, żeby się rozejrzeć. Zauważył, że z czoła spływa jej wąska strużka krwi. Wpadł w straszny gniew. Wyszedł zza drzewa i natychmiast zaatakował gołymi rękoma pierwszego mężczyznę, którego dostrzegł. Z kolejnymi czterema musiał sobie poradzić za pomocą Buławy Żelaznego Smoka, po której faceci od razu lądowali na ziemi. "Nie ma tu nikogo, z kim mógłbym porządnie powalczyć" - pożalił się sobie w duchu.
Nagle przed nim pojawił się blondynek w dziwnym, jak stwierdził - pedalskim kapeluszu z jakimiś piórkami. Chłopak dosłownie wyrósł spod ziemi i kopnął go z zaskoczenia w brzuch. Gajeel poleciał ze trzy metry do tyłu i zarył głową w ziemi. Nic jednak oprócz paru zadrapań mu się nie stało. Levy krzyknęła, ale zaraz się uspokoiła, widząć, żę nic mu nie jest. "Głupia. Nie poddam się tak łatwo. Co ona sobie myśli, nie jestem kimś pokroju tych jej przyjaciół" - wkurzył się, mając na myśli Jeta i Droya.
- Tetsuryūsō: Kishin! - krzyknął, po czym jego ręka zamieniła się w lancę. Zaczął atakować bardzo szybko, ale blondynek zwinnie unikał ciosów. "Kurde, teraz mnie wkurzył" - pomyślał, patrząc na chłopaka, który podczas uniku zdążył zerknąć na jakiś szpetny, srebrny zegarek, żeby zobaczyć która godzina.
Odskoczył od niego i wylądował dopiero przy oddalonym o parę metrów drzewie.
- Tetsuryū no Hōkō! - złożył dłonie w trąbkę i zionął stalowymi odłamkami. Najwyraźniej zaskoczył tego szpetnego blondynka, bo chłopak poleciał parę metrów do tyłu i przez parę sekund się nie podnosił. W tym czasie Gajeel podszedł do Levy i przeciął magiczne więzy. Niebieskowłosa rzuciła mu się na szyję z głośnym "Arigatou!". Reszta kobiet też wydukało jakieś podziękowania, speszone jego wyglądem. On jednak zajmował się drobną kobietą przed nim. Gdy już go wyściskała, zdała sobie sprawę z tego, jak w jego oczach mogło to wyglądać i zarumieniła się. On tylko roześmiał się położył rękę na jej głowie, rozczochrując włosy. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale uwielbiał patrzeć na tę małą istotkę, gdy naburmuszała się jego reakcją.
- Redfox, walcz! - wydarł się blondyn, który zdążył już się podnieść. Nagle Gajeel zrozumiał, kim on jest. Wyszczerzył kły.
________________________
Szli w milczeniu, ciesząc się pogodą. Nagle Lucy się coś przypomniało.
- Marcev, przez przypadek usłyszałam przedwczoraj, jak rozmawiałeś z jakąś kobietą. Powiedział pan wtedy, że łączą pana z Fairy Tail dobre wspomnienia i dlatego zawsze wynajmuje pan właśnie tę gildię.
Przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć.
- A czy to, co teraz powiem, zostanie między nami?
Natsu i Lucy skinęli głową. Salamander, tak samo zresztą jak Heartfilia, był bardzo zaciekawiony.
- Kiedyś przez mały odstęp czasu należałem do tej gildii. Później pokłóciłem się z Makarovem o pewną kobietę i ona wybrała jego. Wiem, że obrósł legendą kochającego mistrza, który traktuje członków gildii jak własne dzieci. Możecie więc wierzyć lub nie, ale w tamtym okresie miałem go serdecznie dość. Był strasznie arogancki i cały czas się wywyższał. Przechodził obok mnie z nią u boku i patrzył na mnie z satysfakcją. W końcu odszedłem z gildii. Później wiele razy próbował się ze mną skontaktować, ale byłem na niego strasznie obrażony.
- Nie chcę pana obrazić, ale czemu ma to zostać między nami?
- Zwyczajnie nie chcę, żeby Makarov dowiedział się, gdzie mieszkam. A oprócz tego to chyba mogłoby zaszkodzić jego wizerunkowi - powiedział ze złośliwością, o którą by go nie podejrzewali.
- Mimo że kocham dziadziunia, to chyba na pana miejscu nie dbałbym o wizerunek kogoś, kto odbił panu dziewczynę - zaryzykował Natsu. - Nie żebym pana do czegoś namawiał - dodał szybko. - Jest wspaniałym mistrzem.
- Nie dbałbyś o wizerunek własnego brata, którego mimo wszystko nadal trochę kochasz? - mruknął Marcev, ale nie przewidział tego, że Salamander jest Smoczym Zabójcą i ma niezwykle wyczulony słuch.
- Jest pan jego bratem? - krzyknął zszokowany. Lucy patrzyła na Marceva oczami jak spodki.
***
Ohayo minna :) Mam już pomysł na kolejny rozdział, więc myślę będzie za niedługo.
poniedziałek, 11 lutego 2013
Rozdział 4: "Gajeel i zabawa w pielęgniarkę, a także wyznanie Lucy"
Gdy słońce świeciło równo nad nimi, wyruszyli z kamienicy. Staruszek, od którego dowiedzieli się, że ma na imię Marcev, szedł na przodzie. Za nim szli Lucy i Natsu (Happy oczywiście też, tylko że on latał), żeby mogli go mieć na oku, gdyby coś mu się stało. Blondwłosa miała na sobie niebieską, przewiewną sukienkę na ramiączkach do kolan i czarne buty na lekkich obcasach. Mimo to, było jej strasznie gorąco.
- Lucy? - spytał się Natsu, więc Heartfilia odwróciła się do niego. - Kto to był, ten facet na peronie?
Dziewczyna od razu odwróciła wzrok.
- Stary znajomy - powiedziała po chwili milczenia.
Salamander chciał powiedzieć, że chyba nie byli przyjaciółmi, ale coś go powstrzymało. Blondynka miała w oczach łzy i Dragneel zaczął się zastanawiać, kim oprócz tego jest ten facet.
Tymczasem Mercev podszedł do Heartfilii i zaczął opowiadać jej o swojej młodości. Staruszek wyraźnie znalazł się pod jej urokiem. "Tak, Lucy trudno się oprzeć" - pomyślał różowowłosy. Gdy przypatrzył się zleceniodawcy, miał wrażenie, że go skądś zna. Mężczyzna był wysoki i miał siwe włosy. Był dobrze zbudowany, mimo wieku widać było, że próbuje zachować sprawność fizyczną. Jak zauważył Happy, miał manię noszenia płaszczy. Wczoraj miał czerwony, dzisiaj zielony. Dziwne, skoro jest tak ciepło.
Weszli na ścieżkę w lesie. To była jedyna droga na wschód.
- Natsu! - zawołała go po pewnym czasie Lucy.
Odwrócił się zdziwiony. Jej głos wydawał się być przestraszony, więc szybko do nich przybiegł. Okazało się, że pod drzewem leżał krwawiący Gajeel.
- Co się stało? - zapytał.
- ... I wtedy ten facet na mnie skoczył. Szybki był, cholera. Próbowałem mu przywalić, ale normalnie się nie dało! Tamten drugi zabrał Levy i gdzieś uciekli. Pobiegłem za nimi, za ich zapachem, ale w końcu wywaliłem tu i chyba się zdrzemnąłem. Cholera jasna, gdzie oni ją zabrali?
Spróbował wstać, podpierając się o drzewo. Udało mu się i lekko utykając, przeszedł przez ścieżkę na drugą stronę lasu.
- Co ty zamierzasz zrobić w takim stanie? - zapytała Lucy Bóg wie kogo z charakterystyczną kropelką przy głowie. Natychmiast złapała Gajeela za płaszcz, przez co on się przewrócił.
- Nie jesteś w stanie chodzić. - Oznajmiła mu i wyciągnęła z walizki, którą za sobą niosła, jakąś zieloną maź.
Mężczyzna zaczął się uskarżać, że nie będzie go leczyła, kiedy musi ratować Levy, na co blondynka odpowiedziała, że na nic się jej nie przyda i że te mazidło dostała od niebieskowłosej właśnie. Gajeel niechętnie, ale dał sobie pomóc.
- I co teraz zrobimy? - odezwał się Marcev. - Nie możemy go tak zostawić.
- Możecie - zaoferował się Żelazny Smoczy Zabójca.
- Myślę - odezwała się Lucy - że to najlepsze, co możemy zrobić. Gajeel, poleż tak jeszcze parę godzin, żeby odpocząć. Wtedy zacznij szukać Levy i gdy tylko skończymy zadanie, spróbujemy pomóc.
- Nie ma potrzeby - burknął.
Blondwłosa oznajmiła, że trzeba się śpieszyć i jak najszybciej dojść do posiadłości.
_________________
Mimo starań nie udało im się zrobić tego dzisiaj. Rozbili obóz przy małym jeziorku, tuż przy drodze. Według Marceva zostały im jeszcze jakieś trzy godziny drogi, ale nie chciał przychodzić nocą. Mieli trzy namioty. Przez chwilę siedzieli wszyscy przy ognisku, ale Marcev stwierdził, że mimo na to nie wygląda, jest dość stary i sen dobrze mu zrobi.
Natsu i Lucy wpatrywali się razem w ogień. Pierwszy odezwał się chłopak.
- Luce, kim był ten facet na peronie?
- Już ci mówiłam.
- To dlaczego cię tak... trzymał? - nie wiedział, jak inaczej to ująć.
Natsu wpatrywał się w nią, ale blondynka uciekła wzrokiem. Nagle odetchnęła głeboko i zaczęła mówić.
- Nazywa się Marcus Therns. Mój ojciec wybrał mi go na męża, głównie dlatego, że jest bogaty. Opowiadał, że na pewno się w nim zakocham z czasem. Kazał mi także urodzić mu syna. Nie zrozum mnie źle, ale to było dwa lata temu i nie wiedziałam, jaki on jest. Miałam nadzieję, że będzie mi z nim lepiej niż z ojcem. Wkrótce miałam okazję go spotkać. Był ohydny. Chlał, obmacywał służące i już w pierwszym dniu, kiedy go poznałam, uderzył mnie, bo zrobiłam złe wrażenie na jego przyjaciołach. Później uciekłam z domu. Kiedy go przedwczoraj spotkałam na peronie, powiedział, że ma zbyt wielką dumę, by jego narzeczona uciekała od niego, i że jeśli sama do niego nie przyjdę, weźmie mnie siłą. Nienawidzę tego, że urodziłam się w tej rodzinie. Jedyną osobą, którą tam kochałam, była matka.
Lucy dotknęła głową torsu chłopaka i zaczęła płakać. Natsu przyciągnął ją do siebie i przytulał, aż przestała szlochać. Kiedy się uspokoiła, podniosła głowę. Różowowłosy długo nie mógł się zdecydować, ale w końcu włożył rękę w jej włosy i zaczął ją po nich gładzić. Bał się, że ona go odepchnie, ale nie zrobiła tego. Salamander lekko uniósł jej podbródek i zbliżył swoje usta do jej. Były cudowne, jakby stworzone do całowania.Całowali się długo, delikatnie i słodko. Każde z nich chciało, by ta chwila nigdy nie minęła. W końcu jednak oderwali się od siebie, uśmiechnęli lekko i Lucy oparła się głową o jego ramię. W takiej pozycji zasnęli, wpatrzeni w ogień.
***
Ohayo! Niestety w dzisiejszym rozdziale nie wyjawiłam jeszcze zagadki z poprzedniego, bo trochę rozciągnęłam Gajeela. Ale postaram się napisać kolejny rozdział jak najszybciej, żeby "stała się jasność" :D Co do fragmentu z Lucy i Natsu - wieem, jest do bani. Do tej pory nie pisałam jeszcze takich rzeczy, więc muszę się trochę podszkolić ;p
wtorek, 5 lutego 2013
Rozdział 3: "Zleceniodawca i pierwsze szkody"
Gdy weszli do pociągu, Natsu od razu dopadła jego choroba lokomocyjna. Kiedy znaleźli wolny przedział, różowowłosy podbiegł do okienka i wychylił głowę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Lucy tymczasem siedziała i czytała kartkę z zadaniem. 100 tysięcy to było trochę za dużo jak na eskortowanie starszego pana przez jeden dzień. Jego imię też jej nic nie mówiło. Myślała, że to musiał być ktoś ważny, ktoś kogo można by zaatakować. W innym razie nie wynajmował by magów, tylko zwykłych, tanich osiłków. Poczuła że coś tu śmierdzi i być może warto byłoby zaczekać z tym do jutra. Jednak za dwa dni miała ostateczny termin spłaty czynszu, z którym zawsze miała problem, i nie mogła czekać.
Nagle przypomniało jej się coś i poszukała tego w walizce.
- Natsu, kupiłam ci tabletki na chorobę lokomocyjną.
Różowowłosy natychmiast się przy niej znalazł.
- Lucy, dzięki! Jesteś kochana!
Zarumieniła się lekko słysząc taki komplement. Podała chłopakowi pudełko, a on zamiast wskazanej jednej, zażył cztery tabletki. Opadł na siedzenie obok niej i przymknął oczy.
- Czemu to nie działa?
- Musisz chwilę poczekać - powiedziała, unosząc oczy ku górze.
Chwilę później Natsu zwalił się na jej kolana z głośnych chrapaniem. Lucy wzięła do ręki pudełko po tabletkach. "Skutki uboczne: senność". A skoro on zażył cztery razy więcej niż powinien.. Blondwłosa spojrzała na niego. Był taki słodki, kiedy spał.. Właściwie, był taki nie tylko wtedy. Zawsze. Lucy pogłaskała go po włosach. Gdyby nie było Lisanny.. W sumie to ją lubiła, choć czasami bywała denerwująca. "I zakochana po uszy w Natsu" - dodała w myślach. Parę minut później spała.
_____________
Natsu obudził się pierwszy. O dziwo, choroba lokomocyjna mu nie przeszkadzała. A więc tabletki były skuteczne. Musi zapytać się Lucy, gdzie je kupiła.
Właśnie, Lucy! Leżał z głową na jej kolanach, a na jego włosach spoczywała jej ręka. Uśmiechała się lekko przez sen. Nie chcąc jej budzić, delikatnie wstał i poszedł znaleźć coś do jedzenia w swoim plecaku. Nie trzeba chyba dodawać, że zjadł wszystko.
Gdy Salamander pałaszował, pociąg zatrzymał się z lekkim piskiem, co obudziło Heartfilię. Razem wyszli z pociągu i skierowali swoje kroki ku dużej, niebieskiej kamiennicy. Gdy sprawdzili, że to na pewno ten numer, nacisnęli dzwonek do drzwi.
- Konnihiwa. Fairy Tail? - zapytał lokaj i wpuścił ich do mieszkania.
Było [mieszkanie] urządzone na bogato. Ściany zdobiły portrety, posadzka była z marmuru. Wszystkie przedmioty były wykonane ze złota lub drogiego jasnego krewna. Udali się za lokajem, który przedstawił się jako Nick, do pokoju zleceniodawcy. Mężczyzna miał na około dziewięćdziesiątki i wyglądał jak okaz zdrowia.
- Nasza droga będzie przebiegała od mojego domu na wschód, ku rezydencji Therns'ów. Wiecie, jakie to miasto, prawda? Niestety dokucza mi skleroza. W każdym razie udaję się tam w interesach.
Lucy, gdy usłyszała nazwisko Therns'ów, lekko przybladła. Natsu trochę się zaniepokoił.
- Oczywiście, to nie powinna być długa droga. Mogę się spytać, czemu wynajął pan magów, skoro na pewno taniej byłoby z ochroniarzami? - spytała, żeby uchronić się przed pytaniami różowowłosego.
- Ostatnio na drogach coraz częściej pojawiają się mroczne gildie, które rabują podróżnych. Ale ten świat schodzi na psy! Za moich czasów mroczne gildie zajmowały się tylko wojnami i morderstwami na zlecenie.
Natsu ten facet wydał się dziwny.
- W każdym razie wyruszamy jutro w południe. Nick zaprowadzi was do waszych komnat.
____________
Lucy czuła się nieswojo, kiedy wchodziła do marmurowej wanny ze złotymi akcentami. Za bardzo przypominała jej czasy, gdy mieszkała z ojcem. Odetchnęła głęboko. Została jeszcze jedna sprawa. Nie może pójść do Therns'ów! Nie zgodzi się na takie poniżenie. Ale co miała zrobić? Przyjęli zlecenie. Cóż, najwyżej odprowadzą go pod dom, nie wchodząc. Oby Marcusa nie było w tym czasie w ogrodzie.
Rozmyślała tak, gdy do łazienki wleciał Happy.
- Lucy, tu są jeszcze gorsze jędze niż ty! - zawołał płaczliwie.
- Co proszę? - zdenerwowała się i wstała.
Gdy sięgnęła po ręcznik, w łazience pojawił się także Natsu. Różowowłosy, gdy zobaczył Heartfilię, oblał się rumieńcem i odwrócił. Blondynka owinęła i ręcznikiem
- Co wy tutaj robicie? - wydarła się na nich.
- Miałam rację, panie! Trzeba było wynajmować Blue Pegasus, a nie tę rozwydrzoną bandę! A ty jak zwykle mnie nie słuchasz! - dobiegły ich z dołu krzyki jakiejś kobiety.
- Uspokój się, Mirando. Fairy Tail może są trochę niewychowani, ale wiążą mnie z tą gildią miłe wspomnienia i jeśli mam kogoś wynajmować, to właśnie ich. W dodatku dochodzę do wniosku, że ty chyba u mnie pracujesz, więc proszę nie pouczaj mnie - staruszek mówił spokojnie, takim tonem, że Lucy mogła wyobrazić sobie, jak się lekko uśmiecha.
- Przepraszam. Trochę mnie poniosło, panie.
- Nie szkodzi.
Mężczyzna skierował się do pokoju Lucy. Zapukał, a kiedy Natsu otworzył mu ze skruszoną miną,wszedł do środka. Dopiero wtedy przestał mieć groźną minę i odetchnął z ulgą.
- Zapłacimy za szkody - powiedziała szybko blondwłosa, zapominając, że jest ciągle w ręczniku.
- Nie trzeba. W sumie powinienem wam podziękować. Nigdy nie lubiłem tej kryształowej figurki. Dobrze, że się stłukła.
- Stłukła? - Lucy popatrzyła na Natsu i Happy'ego z morderczym spojrzeniem.
- Ale w końcu zrobiliśmy coś pożytecznego - zauważył Salamander, podlizując się jej. Blondwłosa skojarzyła, że zaczyna się zachowywać wobec niej podobnie jak wobec Erzy.
Heartfilia upadła ciężko na fotel.
- Chociaż raz.
***
No, postarałam się i naskrobałam trochę więcej. Kto zgadnie, w jaki sposób "staruszek" jest związany z Fairy Tail? :)
sobota, 2 lutego 2013
Rozdział 2: "Niespodziewane spotkanie"
Lucy czekała na peronie na Natsu. Siedząc na swojej walizce, obserwowała ludzi wokoło. Szczerze mówiąc, trochę jej się nudziło. Różowowłosy najwyraźniej nie miał w zwyczaju przychodzić na czas. Gdyby nie panujący tutaj gwar, dawno by usnęła. Dla zabicia czasu zaczęła czytać książkę, którą ze sobą zabrała. Dostała ją od Levy na święta.
- Kogo ja tu widzę? - odezwał się jakiś męski głos znad jej głowy.
Spojrzała w górę. Mężczyzna miał na oko dwadzieścia lat, czarne włosy i niebieskie oczy. Zmroziło ją, bo już go gdzieś widziała. Jakby w poprzednim życiu...
- Nie spodziewałaś się mnie tutaj, co?
Nagle przypomniała sobie, kto to jest, i już wstała, żeby odejść, ale tamten chwycił ją za nadgarstek i lekko wykręcił. Blondwłosa syknęła z bólu.
- Bardzo mi przykro, że ode mnie uciekłaś, Lucy Heartfilio. Doprawdy, księżniczki nie powinny się tak zachowywać. Ani tak ubierać.
Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Zauważyła, że zatrzymał się trochę dłużej na piersiach. Spróbowała go kopnąć, ale nic jej z tego nie wyszło, bo zablokował jej ruch szarpnięciem za włosy. W oczach stanęły jej łzy, lekko krzyknęła.
- Idź stąd - szepnęła zachrypłym głosem.
- O nie. Wyobrażasz sobie, jak poniżyłaś mnie swoją ucieczką, gdy tylko dowiedziałaś się, że masz za mnie wyjść? Duma Therns'ów nie pozwala mi, żebyś sobie spokojnie żyła, wiedząc, że ludzie śmiali się ze mnie. Zresztą twój ojciec też chciał Cię sprowadzić, ale mu się nie udało. Twierdzi, że to bunt nastoletni i że za chwilę wrócisz.
Zrobił pauzę, chyba żeby zobaczyć, co mu odpowie. Lucy milczała. Zresztą, czego on oczekiwał? Że zacznie płakać i przepraszać? W takim razie nie znał "nowej" Lucy.
- Z tego co słyszałem, za tydzień masz osiemnaste urodziny. Czas przestać bawić się w dziecko. Daję Ci czas, abyś wróciła do mnie na klęczkach i błagała o przebaczenie. Inaczej wezmę Cię siłą.
Ciszę, która po tym nastąpiła, rozdarł krzyk Natsu. Płonęły mu ręce.
__________
Zauważył ją, gdy przepychał się pomiędzy ludźmi z Happym. Jakiś facet wykręcał jej rękę. Wpadł we wściekłość, chciał ją obronić. Nie była to reakcja zdenerwowanego przyjaciela, tylko cichego wielbiciela, który zobaczył, jak ktoś znęca się nad jego ukochaną. Myślał tak o niej od dawna, ale bał się tego powiedzieć, bo na pewno by go odrzuciła. Nie chciał niszczyć ich przyjaźni. W dodatku wydawało mu się, że jej podoba się Grey.
- Zostaw ją! - wrzasnął. Większość osób, które przechodziły obok, zaczęły go omijać szerokim łukiem.
Marcus Therns obrzucił go spojrzeniem kpiących oczu. Cisnął blondwłosą o ziemię i odwrócił się, żeby pójść. Natsu złapał go za ramię, żeby mu przywalić, ale tamten szybko trzasnął go łokciem w brzuch. Zrobił to tak szybko, że nikt nic nie zauważył. Różowowłosy poleciał w tył.
- Natsu! - krzyknęła za nim przerażona Lucy, która wstała z ziemi.
- Sayonara - rzucił kpiąco i znikł. Był niewiarygodnie szybki.
- Luce, nic ci nie jest?
Przeraził się, że tamten mógł jej coś zrobić. Blondynka jednak uśmiechnęła się blado. Była wstrząśnięta tym, że Marcus ją znalazł. Kiedy już myślała, że może zapomnieć o przeszłości, ona przypomniała o sobie tak brutalnie. W oczach stanęły jej łzy.
Natsu nie wiedział, co robić, ale podszedł do niej i nieśmiało ją przytulił. Ona wtuliła się w niego. W jego ramionach czuła się tak bezpiecznie.
***
Konnichiwa! Rozdział trochę dłuższy od poprzedniego. Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem raczej średnio zadowolona. Oczywiście - komentujcie, bo to motywuje :)
piątek, 1 lutego 2013
Rozdział 1: "Misja"
Lucy weszła do tętniącego życiem budynku gildii. Oczywiście od razu uskoczyła przed krzesłem, rzuconym niechcący w jej stronę. Uśmiechnęła się. Kochała ich wszystkich: Canę, chlejącą piwsko; Natsu, wiecznie skłóconego z Greyem; Erzę, gotową by ich od siebie oddzielić; Elfmana, rozprawiającym o mężczyznach; Levy, czytającą książkę; Miruś, zawsze gotową by wysłuchać problemów innych; mistrza Macarova, przeglądającego pisemko z gołymi babkami..
Podeszła do lady. Białowłosa wskazała jej na tablicę z zadaniami.
- Jest nowa misja, łatwa, a za którą można dostać całkiem dużo pieniędzy - zachęcała.
- Racja, brakuje mi na czynsz - zmartwiła się zaraz Lucy, na co Mira się uśmiechnęła.
Podeszła do tablicy i spróbowała odszukać nową kartkę. Szybko zerwała strzępek papieru i spróbowała się rozczytać. Serio, ktoś miał paskudny charakter pisma. Gdy jednak się jej to udało, rozpromieniła się. Nagroda wynosiła 100 tysięcy, a samo zadanie polegało tylko na eskortowaniu starszego pana. Natychmiast zawołała resztę drużyny.
- Natsu, Grey, Erza! Znalazłam fajną misję!
Natsu z Greyem pojawili się niemal natychmiast, prawie podpalając tablicę. Erza doszła niemalże tak szybko jak oni. Natychmiast złapała chłopaków za uszy i jednego postawiła po lewej, drugiego po prawej stronie Lucy. I jakby nic jadła sobie ciasto truskawkowe.
Lucy podała im kartkę. Natsu oczywiście wyrwał ją Greyowi, za co tamten byłby zdzielił go w łeb, gdyby nie to, że Smoczy Zabójca szybko schował się za plecy Lucy.
- Jesteście gorsi niż dzieci w przedszkolu - biadoliła blondwłosa.
Natsu szybko przebiegł oczami po tekście.
- Co takie łatwe?
Następnie kartkę dostał Gray.
- Mi pasuje, ale nie mogę, umówiłem się z Juvią.
O ich związku wiedzieli już od paru tygodni, więc nie skomentowali tego. Erza od razu pokręciła głową, nawet nie oglądając na czym ma polegać zadanie.
- Obiecałam Canie, że.. poradzę jej w pewnej sprawie.
Lekko się zarumieniła, przypominając sobie, że nie może nic nikomu mówić. Chłopców to obeszło, ale blondwłosa zastanowiła się, o co może jej chodzić. W czym miałaby doradzać Canie? Nie jest to typ, który siedzi nad ciuchami zastanawia się, w co ubrać się na radkę. Chociaż.. Jaky się nad tym zastanowić, nigdy nie słyszała, żeby Cana z kimkolwiek się umawiała!
- No to idziemy we dwójkę, co, Natsu?
- Naaatsu, ta wiedźma o mnie nie myśli! - jęczał Happy, który właśnie do nich podleciał.
- Kogo nazywasz wiedźmą - zdenerwowała się.
- Ok, to idziemy w trójkę - uśmiechnął się Natsu i razem z niebieskim kotem wybiegł z gildii, by wziąć parę rzeczy przed wyjazdem.
Lucy poszła w jego ślady.
***
Ohayo! Przepraszam, że takie nudne, ale akcja musi się rozwinąć ;) Mam nadzieję że pozostaisz po sobie komenta :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)